niedziela, 7 lipca 2013

Opowidanie ,,Vicky Cook'' Rozdział 4


                                         ,,Vicky Cook”
Rozdział   4


Obudziłam się, czułam się fatalnie…głowa mi pękała, oczy mnie piekły. Spojrzałam na zegarek, było po jedenastej. Nie wiedziałam co się do końca stało. W moim pokoju był istny chaos. Powoli się podniosłam, ale czułam się fatalnie.
- Co się ze mną dzieje? – Spytałam sama siebie. Wyszłam z pokoju, który był na pierwszy piętrze. W całym domu było jak na śmietnisku, wszędzie puste butelki i śmieci. Szłam i się chwiałam, przewróciłam się. Nagle sobie przypomniałam  o Sof i Em, przecież miały u mnie spać. Nie dałam rady się podnieść. Poszłam jak małe dziecko, na czworaka. Szukałam ich na piętrze i  je znalazłam, spały w drugim pokoju. Weszłam na łóżko i je obudziłam…
- Ej, żyjecie?
- Chyba… - Odpowiedziały mamrocząc.
- Pamiętacie coś? – Zaśmiałam się
- Ja na pewno więcej niż wy. – Odpowiedziała Sophie.
- To gadaj co się działo. – Odezwała się Emily.
- Vicky, całowałaś się z moim bratem i przyszedł Oliver. Ale to chyba jeszcze pamiętasz. Potem piłaś i tańczyłaś. Kąpałaś się ze mną w basenie. Około trzeciej przyszedł znowu Oliver. Poszliście do ciebie do pokoju i zaczęliście się kłócić. A jakby tego było mało ja musiałam robić za twojego adwokata. Wpadłaś w szał, zaczęłaś rzucać czym popadnie. Oliver sobie poszedł i cię trochę pobrażał, ale ty jego też.  Potem zasnęłaś jak małe dziecko. A ty Emily siedziałaś cały czas z Jamsem. - Opowiadała nam Sof.
- Trochę się działo… - Westchnęłam.
- A teraz lepiej bierzmy się za sprzątanie, bo tego trochę jest.
Sprzątałyśmy cały dzień, w końcu kiedy skończyliśmy, chciałam spotkać się z Oliverem (mimo tego że się fatalnie czułam) i przeprosić go za to co zobaczył. Wiedziałam że nie będzie odbierał telefonów. Wzięłam prysznic , przebrałam się i sama do niego pojechałam. Strasznie się bałam tej rozmowy. Zadzwoniłam dzwonkiem do jego drzwi, ale nikt nie otwierał. Postanowiłam że sama się wproszę. Weszłam do środka i skierowałam się w stronę pokoju mojego chłopaka. Spał. Podeszłam  po cichu, usiadłam obok niego i zaczęłam rozmowę.
- Oliver?
- Co ty tu robisz? – Obrócił się w moją stronę i spytał zaspany.
- Chciałam pogadać, przepraszam cię za wczoraj. To nie powinno się wydarzyć.
- No okej…rozumiem, nie byłaś do końca sobą.
-‘’Okej ’’ i tyle?  - Spytałam lekko zdenerwowana.
- No tak.
- Co jest? Znam cię i w życiu byś tak tego nie powiedział.
- Nie no nic, po prostu zrobiłem to samo i jesteśmy kwita.
- Zaraz…jak to jesteśmy kwita?
- Zrobiłem to samo co ty, więc nie miejmy do siebie pretensji. Też cię przepraszam.
- Wiesz co, wsadź sobie gdzieś te swoje przeprosiny. – wyszłam trzaskając drzwiami.  ,,Jesteśmy kwita’’ Co to miało znaczyć? Wróciłam wkurzona do domu i zastałam rodziców. Ale jakoś nie myślałam o tym, czy wiedzą co tu się wczoraj wydarzyło.
- Cześć – Rzuciłam ironicznie.
- No hej skarbie, gdzie się tak włóczysz? – Przywitał mnie ojciec.
- Byłam u Olivera, jak było na wyjeździe?
- W porządku, sporo pracy ale udało nam się podpisać kontrakt.
- To fajnie, będę u siebie. – Poszłam na górę, przebrałam się i migiem zasnęłam.
 Kolejne dwa tygodnie minęły strasznie szybko, a ja ani razu nie spotkałam się z moim chłopakiem. (Oczywiście jeśli mogę go jeszcze tak nazywać.) Nie dzwonił, ani nie pisał a ja nie chciałam znowu pierwsza zaczynać. Sporo czasu spędzałam z Liam’em i Miki’em. Aż się sama dziwiłam. Kiedy tak leżałam bezczynnie wieczorem w salonie, usłyszałam trzask drzwi i płacz ( nie taki zwykły, ten ktoś zachodził się od płaczu ). Tym kimś była Sophie. Przestraszyłam się totalnie, zerwałam się z kanapy. Sof rzuciła się na mnie i zaczęła płakać jeszcze głośniej. A ja nie miałam pojęcia co jej się stało. Byłam przerażona. Najgorsze było to że miała całą koszulkę we krwi. Usiadłyśmy, a ona nie przestawała.
- Sophie, co się stało? – Sama zaczęłam płakać. Bałam się najgorszego.
- On… on mnie gonił. – Wydusiła z siebie przyjaciółka.
- Jezu, gdzie? Kto? – Pytałam zdenerwowana, a ona nic, jakby nie słyszała.
- Proszę Cię, zrób coś…pomóż mi.
- Dobrze…powiedz co się stało.  Powoli, proszę.
- Szłam do ciebie, a on się na mnie rzucił…zaczął mnie obrażać i mnie uderzył. Nie mogłam się podnieść…krzyczałam. Ktoś mnie usłyszał i zaczął go bić. A z niego zaczęła płynąć krew. Upadł i się trząsł. Przybiegłam tutaj…Pomóż mi. Proszę – Opowiedziała łamiącym się głosem, szybko wzięłam telefon i zadzwoniłam na policje. Ktoś wbiegł…był to Lewis, przyjaciel Mikie’go.
- Sophie, nic ci nie jest? Jesteś cała? – Pytał także roztrzęsiony Lewis. Przytulił Sof. A ja dalej nie wiedziałam co się konkretnie stało, ale nie wyglądali na takich co by zaraz wszystko ze szczegółami opowiedzieli. Minęło kilka minut i zjawiła się policja. Złożyli zeznania, a biedna Sof zasnęła.
- Skąd się tam znalazłeś? – Spytałam Lewisa.
- Byłem z psem na spacerze…właśnie Penny. Przepraszam ale musze już iść, powiedz Sophie jak się obudzi żeby do mnie zadzwoniła.
- Dobrze, tylko uważaj.
Okazało się że jakiś psychopata chciał zgwałcić Sof. Kiedy policja przyjechała na miejsce było już za późno, gwałciciel dostał padaczki i zmarł na miejscu. Gdyby nie Lewis to nie wiem jakby to się skończyło. Sophie została na noc, a rano odwiozłam ją do domu, obiecałam że nikomu nic nie powiem o tym zajściu. Ale moim zdaniem powinna powiedzieć rodzicom. Wróciłam do domu i zaczęłam się pakować na tygodniowy wyjazd do Bootle, do babci. Nie miałam ochoty jechać ale może zapomnę choć trochę o Brownie. Zanim się obejrzałam, byłam już w domu.
- Masz gościa. – Przywitała mnie nasza gosposia Pani Ros. – Czeka w salonie.
Zauważyłam Olivera, czekał na mnie z bukietem róż. Wyglądał na zdenerwowanego, poszliśmy do mojego pokoju. Nie musieliśmy nic mówić, tylko zaczęliśmy się całować. Brakowało mi jego.
- Przepraszam, przepraszam cię za wszystko. – Powiedział i wręczył mi bukiet.
- Dziękuje, jest śliczny…Ja też cię przepraszam. – Wydusiłam z siebie te cholerne przeprosiny.
Chwile posiedzieliśmy i poszliśmy na spacer ( taki jak w filmie ). Szliśmy szczęśliwi i zadowoleni, trzymając się za ręce.
- Patrz kto tam stoi. – Uprzedził mnie chłopak.
- To przecież Sof i Lewis. – Zdziwiona ale i zadowolona odpowiedziałam. Stali koło ławeczki i się całowali, tak jakby byli parą, a może i byli tylko nic mi o tym nie wiadomo. Szliśmy dalej i się nie zatrzymywaliśmy.
- Może wieczorem pójdziemy na kolacje? – Zaproponował chłopak
- Czy ty mnie właśnie zapraszasz na randkę? – Uśmiechnęłam się
- Tak właśnie, zapraszam cię na randkę. O dwudziestej, masz być gotowa, przyjadę po ciebie.  Podprowadził mnie do domu i pocałował. Do naszego spotkania było jeszcze trzy godziny, więc włączyłam sobie film ,,Moja dziewczyna wychodzi za mąż’’. Obejrzałam i się popłakałam, jak na wszystkich romansidłach. Szybko wzięłam prysznic, umalowałam się i uczesałam. Z łazienki wyszłam w bieliźnie prosto do pokoju. Ale nie mogłam się zdecydować w co mam się ubrać. W końcu założyłam turkusową sukienkę i beżowe szpilki na platformie, srebrną biżuterie i zabrałam małą turkusową torebkę. Na stole zostawiłam kartkę dla rodziców, których wiecznie nie było w domu. Przyjechał po mnie chłopak, pocałował mnie na powitanie i podjechaliśmy pod restauracje ,,The Oxo Tower Restaurant’’. Stolik czekał na nas na balkonie, z najlepszym widokiem na panoramę Londynu. Byłam zachwycona.
- Przepięknie wyglądasz. – Zachwycał się.
- Dziękuje, ty też niczego sobie. – Zażartowałam.  – Jest przepięknie, dziękuje że mnie tu zabrałeś.
- Dla ciebie wszystko.
Zjedliśmy pyszną kolacje w jednej z najlepszych restauracji w Londynie, było wspaniale. Rozmawialiśmy cały czas. Po posiłku weszliśmy na dach restauracji. Widok był niesamowity, rozgwieżdżone niebo i miliony światełek Londynu. Takie widoki to była moja słabość.
- Zimno ci? – Spytał zatroskany.
- Troszeczkę…ale to nic.
- Jak to nic…przeziębisz się. – Odpowiedział.  Zdjął marynarkę i nałożył na moje zmarznięte ramiona. Nasze twarze prawie się stykały. Czułam jego oddech na swojej skórze. Czułam zapach jego perfum, przy których nie mogłam się skupić. Po chwili jego usta dotykały moich, całowaliśmy się delikatnie. Jego ręce znalazły się na mojej tali, przyciągając mnie do niego. Moje zaś owinęły mu się na karku, a palce wplotły się w jego włosy. Chciałam aby ta chwila trwała wiecznie. Po raz pierwszy uświadomiłam sobie że nie chce go stracić i jak mi bardzo na nim zależy. Chciałam go zatrzymać cały czas przy sobie. Kiedy oderwaliśmy się od siebie, przytulił mnie mocno.
- Kocham Cię…- Szepnął mi do ucha.
- Ja Ciebie.
Niestety, musieliśmy wracać. Odwiózł mnie do domu i odprowadził pod same drzwi. Przytulił mnie i odszedł…


Jak się wam podoba ten rozdział? Pisać dalej?
Czytasz---Komentuj
Pozdrawiam Bel El ;>

2 komentarze:

  1. pisz dalej :) jest ciekawe
    pozdrawiam i zapraszam do mnie
    http://zycie--trudne.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście że pisz dalej : )
    Blog jest naprawdę fajny i dobrze się go czyta.
    A rozdział jest też fajny.
    Pozdro.

    +zapraszam na nowy blog .!
    http://jbrazem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za każdy pozytywny komentarz to mnie motywuje do pisania ;)
Za każdy zostawiony komentarz postaram się odwdzięczyć.
Jeżeli blog ci się spodobał zaobserwuj :)
Pozdrawiam Bel El ;>