środa, 30 października 2013

Opowiadanie ,,Vicky Cook'' Rozdział 66


                            ,,Vicky Cook”
Rozdział   66

                                                                             ****
W łazience siedziała Sophie, a obok niej jakiś chłopak. Była zakrwawiona, z nosa leciała jej krew. Cała się trzęsła, a nieznajomy ją pocieszał.
- Co się stało? – Spytałam po kilku minutach.
- Ktoś ją uderzył. – Dostałam odpowiedź od chłopaka w lokach. – Tak w ogóle to jestem Harry.
- Vicky. – Podałam mu rękę i zajęłam się przyjaciółką. Krew nie przestawała lecieć, wybrudziliśmy już wszystkie chusteczki.
- Dobra mała, wstawaj. Jedziemy do szpitala. – Em pomogła wstać blondynce i zbliżały się do wyjścia.  - Vicky zostań i pozbieraj chłopaków, ja z nią pojadę.
- Pomogę ci. – Nieznajomy poszedł z rudowłosą, a ja zostałam sama. Nawet nie spytali mnie o zdanie, ale jakoś to przebolałam. Załatwiłam swoją potrzebę i wyszłam do przyjaciół. Oni nic nie wiedzieli więc dalej się bawili. Usiadłam obok Olivera i zbliżyłam moje usta do krwisto czerwonego drinka.
- Gdzie dziewczyny? – Spytał po chwili.
- Pojechały do szpitala. – Powiedziałam jakby to była normalna sprawa. Bez żadnych emocji.
- Jak? Co się stało? – Zaczęli zadawać pytania, a ja nie wiedziałam na jakie mam odpowiedzieć.
- Sophie ktoś uderzył i Emily ją zabrała, jakiś chłopak z nimi pojechał. A ja mam się zająć wami, więc albo tu zostajemy albo wracamy.
- Skoro to nic poważnego. Bo nic poważnego prawda? – Zwrócił się do mnie, a ja kiwnęłam głową dalej popijając drinka. – To w takim razie zostajemy. 
Cały czas byłam w kontakcie z przyjaciółkami i wiedziałam co się dzieje. Chłopaki sporo wypili, a ja byłam na tyle odpowiedzialna że trzymałam się na nogach i dzięki mnie wróciliśmy do domu.
- Jeden i dwa. To nic śmiesznego Liam. – Oliver prawie płakał ze śmiechu, tylko że nic nie rozumiałam z jego wypowiedzi.
- Dobra, możecie trochę ciszej? – Zwróciłam się do nich jak do dzieci, bo w tej chwili się tak zachowywali. A może jeszcze gorzej. Niestety to do nich nie docierało, wręcz przeciwnie byli jeszcze bardziej nieznośni. Na szczęście z góry zeszła przyjaciółka.
- Co z nią? – Spytałam natychmiast.
- Śpi, w sumie nie musieliśmy tam jechać. Podali jej tabletki i kazali wracać. Vicky, miałaś ich pilnować.
- No wiesz…próbowałam, ale ich było trzech, a ja jedna i jakoś tak wyszło że się załatwili.
Nic nie powiedziała, tylko się zaśmiała. Wzięłam prysznic i wskoczyłam do łóżka. Nawet nie czekałam na chłopaka, tylko od razu zasnęłam.
                                                                         ****
Obudziłam się z okropnym bólem głowy. Nie wiedziałam co może być przyczyną, ale na pewno nie alkohol. Wypiłam go bardzo mało, w przeciwieństwie do moich przyjaciół. Uchyliłam lekko okno, mimo że było zimno musiałam to zrobić. W powietrzu był kac, musiałam trochę wywietrzyć. Brunet nawet nie drgnął. Nagle coś mi się zrobiło, przypomniałam sobie o Miku. Weszłam do jego pokoju i poczułam ulgę. Na szczęście tam był i chyba spał. Podeszłam bliżej i pocałowałam go w policzek.
- Dobrze że wróciłeś. – Odezwałam się i już chciałam wychodzić.
- Przecież nie spał bym na śniegu. – Odwrócił się w moją stronę i popatrzył jak na idiotkę.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i wyszłam z pomieszczenia. Mój brzuch dawał się we znaki więc to był znak że czas na śniadanie. Tym razem nie czekałam na Emily, zabrałam się za gotowanie sama.
- Tylko żeby było jadalne. – Zauważyłam bruneta, który błąkał się po salonie i widocznie czegoś szukał.
- Co tak wcześnie? Główka nie boli kochanie? – Spytałam żartobliwie.
- Boli właśnie. Gdzie tabletki? – Wzięłam opakowanie i rzuciłam w jego stronę.
Następnie wsłuchując się w rytm muzyki robiłam śniadanie. Starałam się aby smakowała tak jak dania naszej lizuski. Poukładałam wszystko na okrągłym stoliku i głośnym krzykiem zwołałam moich chwilowych współlokatorów.
- Nie drzyj się tak! – Z góry zszedł wkurzony Oliver.
- Przepraszam, chciałam tylko żebyście coś zjedli, ale jeśli pan nie chce to nie musi. – Usiadłam na miękkim krześle i popijałam herbatę.
- Dobra! W takim razie nie będę tego jadł. – Wziął butelkę wody  i pobiegł po drewnianych schodach.
- Co mu jest? – Zwróciłam się do przyjaciółki, która właśnie opychała się jajecznicą.
- Hormony. – Uśmiechnęła się od ucha do ucha, jakby było się z czego śmiać.
Po mało udanym poranku rzuciłam się na łóżko i chciałam trochę odpocząć. Niestety jak zwykle moje lenistwo przerwał telefon. Sięgnęłam po niego rękę i na ekranie pokazała się mało przyjemna postać.
- Słucham. – Odebrałam obojętnie.
- Za dwadzieścia minut masz wywiad. Zadzwonią do ciebie z radia. Ten drugi został odwołany, jak wrócisz to pojedziesz do studia. Jasne?
- No chyba tak.
- To wspaniale, udanego wyjazdu. – Nasza rozmowa była bardzo szybka, rozłączył się a ja sprawdziłam twittera. Byłam ciekawa co się dzieje na świecie. Jak zwykle wiało nudą.
- Ubieraj się, idziemy na stok. – Matt wpadł do pokoju jak burza i zaczął grzebać w walizce.
- Nigdzie nie idę, mam wywiad.
- Jak chcesz, Mike też zostaje więc jemu potowarzysz. – No tak, prawie o nim zapomniałam. Nie zszedł na śniadanie i cały czas siedział w pokoju. Już nie mogłam się doczekać kiedy z nim pogadam. Coś było na rzeczy, a ja koniecznie musiałam z nim o tym porozmawiać. Nie chciałam aby tak się czuł, w końcu to miał być udany wyjazd. Poczułam jak brunet zbliża się do mnie, dał mi buziaka w policzek i wybiegł z pokoju. – Też cię kocham. – Powiedziałam sobie pod nosem i czekałam na głupie połączenie. Dokładnie jak w zegarku, zadzwonili. Mężczyzna z którym rozmawiałam miał poważny głos, jednak się tak nie zachowywał. Był po prostu zwyczajnym człowiekiem. Wyobrażałam sobie jego, to praktycznie było tak jakbym była niewidoma i spotkała kogoś na ulicy. Czasem dobrze wysilić swój mózg i trochę pomyśleć. Jednak szczerze współczułam takim osobom. Radiowiec o ile można było go tak nazwać, zadawał mi przeróżne pytania. Od samopoczucia po jedzenie, którym się odżywiałam. Rozmawialiśmy z jakieś dwadzieścia minut, kiedy się rozłączył poszłam prosto do blondyna.
- Mogę? – Lekko uchyliłam drzwi i weszłam do środka. Rolety były pozasłaniane, a on dalej leżał w łóżku.
- Jak chcesz, czemu z nimi nie poszłaś?
- Miałam wywiad, a poza tym chciałam z tobą porozmawiać.
- Niby o czym?
- O tobie. Jesteś jakiś nieobecny. Coś się stało?
- Nic... – Szybko odpowiedział i już po tym geście mogłam poznać że coś go dręczyło. Tylko teraz musiałam rozgryźć co takiego. Położyłam się obok niego i razem gapiliśmy się w sufit.
- Ciężko mi na was patrzeć, wszyscy jesteście tacy szczęśliwi. Nawet Liam ma kogoś, tylko jak na razie się nie przyznaje. – W końcu jego usta się otworzyły.
- Tobie też się przytrafi taka miłość, wtedy będziesz najszczęśliwszym człowiekiem. Tylko na wszystko przychodzi odpowiednia pora.
- Niby tak, ale nawet nie wiesz jak mi jest ciężko. Wszyscy macie swoją połówkę i jesteście szczęśliwi. Też bym tak chciał.
- Teraz już wiem. Przepraszam jeśli poczułeś że cię olewam.
Porozmawialiśmy, tak szczerze i od serca. Każde z nas powiedziało co nam leży na sercu. Musze powiedzieć że ja także potrzebowałam się komuś wyżalić. Takie rozmowy dawały dużo i naprawdę pomagały. Cały dzień zleciał całkiem szybko, spędziłam go w miłym towarzystwie. Potem przyszła reszta i znowu balowaliśmy w klubie. Tylko tym razem nikt się nie upił i nikogo z nas nie pobito. To było wielkie szczęście.
                                                                                ***
Zmarznięta weszłam do domu. Było strasznie ciemno, jakby księżyc znikł. Ręce mi się trzęsły, a oddech miałam nie wyrównany. Zatrzasnęłam drzwi i chciałam zapalić światło, jednak włącznik nie działał.
- Co jest? – Mruknęłam pod nosem i dotykiem szukałam kolejnego. W domu byłam sama, na pewno sama. Jednak poczułam czyjeś ciepło na moim ramieniu. Raptownie się obróciłam jednak nikogo nie zauważyłam. – Halo. – Odezwałam się prawie szeptem. Potem zdałam sobie sprawę że nawet zdrowa osoba nie mogła tego usłyszeć. – Jest tam kto? – Odezwałam się głośniej, jednak jedyne co mi odpowiedziało to głucha cisza. Której zawsze się bałam. Blisko drzwi wejściowych były bezpieczniki, przecież mogły być wyłączone. Podeszłam do skrzynki, jednak wszystko było w jak najlepszym w porządku. Stałam i już kiedy miałam wyciągać telefon ktoś lub coś mnie popchnęło. Wyleciał mi z rąk i roztrzaskał na kawałeczki. Zaczęłam płakać, przecież doskonale wiedziałam że nikogo nie ma. Więc kto mnie szturchnął? Chwyciłam za klamkę, chciałam wyjść z domu. Były zamknięte, cholernie się przestraszyłam. Przecież ta scena była jak z horroru, tyle że potem ktoś ginie. To miałam być ja?
Na końcu korytarza znajdował się taras. Chwilę pomyślałam i zaczęłam biec do okna. Ledwo co ruszyłam, a już uderzyłam twarzą o podłogę. Dotknęłam swoich ust i zobaczyłam krew, moją krew. Szybko się podniosłam i ruszyłam dalej. Te drzwi także były zamknięte, a przed sobą ujrzałam postać. Zakapturzona z nożem w ręku. Jednak była to kobieta, miała koronkową sukienkę. Zaczęłam krzyczeć.

- Vicky?! Co się stało? – Ze snu wyrwał mnie chłopak, usiadłam na łóżku ciężko dysząc. – Już dobrze, to był tylko sen. – Brunet mnie przytulił i dodał otuchy. Chwilę posiedzieliśmy, puki się nie uspokoiłam. Nienawidziłam takich snów, zresztą pewnie nie tylko ja. Przytuliłam się do rozgrzanego chłopaka i próbowałam zasnąć. Jednak się bałam. Wtulona w jego ciało rozmyślałam, o przyszłości, przeszłości i o dziwnym śnie.
                                                                         

Kolejny rozdział. :)
Ej co wy z tymi narkotykami Haha :D Przecież tam nic nie było xd
Pozdrawiam ;)

poniedziałek, 28 października 2013

Opowiadanie ,,Vicky Cook'' Rozdział 65


                                   ,,Vicky Cook”
Rozdział   65

                                                                             ****
Wyspałam się jak nigdy, delikatnie podniosłam się z łóżka, zabrałam najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyłam w stronę wyjścia. Brunet spał, wyglądał przeuroczo. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha i weszłam do łazienki. Założyłam czarną bluzę, rurki i zeszłam po schodach na dół. W kuchni ujrzałam przepiękny obrazek. Emily z Oliverem robili śniadanie, uroczo razem wyglądali.   


- Przyjdę później. – Już miałam się wycofywać, jednak Oliver mnie zatrzymał. Właśnie taką miałam nadzieje, bo byłam bardzo głodna. A widząc ich w kuchni nie wiedziałam ile to ich śniadanie może potrwać. Zbliżyłam się do lodówki i chciałam coś wziąć. Jednak była pusta.
- No właśnie, nic nie ma. – Emily się zaśmiała.
- Haha. – Próbowałam ją naśladować, jednak to mi nie wyszło. – Ciekawe co ja teraz będę jeść.
- Trzeba iść do sklepu. - Z góry zeszła zaspana Sophie, ubrana była w grube leginsy w norweskie wzory oraz dużą białą bluzę z czarnym kotem. Jej włosy nie były ułożone, każdy kosmyk był w inną stronę. Wyglądała przeuroczo, jednak widziałam że w nocy nie zmrużyła oka. – Pójdę z tobą skarbie, zakładaj buty i idziemy. – Zwróciła się w moją stronę, dziwnie to brzmiało. Jednak zrobiłam co kazała i po pięciu minutach byłyśmy już w drodze.
- Coś się stało? – Spytałam zaniepokojona.
- Tak, chciałam wiedzieć co wczoraj się wydarzyło. – Zaśmiała się. – Musze wiedzieć pierwsza.
No tak czysta ciekawość, a ja byłam pewna że coś się stało. Ulżyło mi bo nie chciałam aby ten wyjazd się popsuł. Miał być idealny, a skoro Matt tu był to musiał się skończyć Happy Endem.
                                                                              ****
Kawa, sok, rogaliki, konfitury – to wszystko ułożyłam na srebrnej tacy. Chciałam zrobić niespodziankę chłopakowi i zaskoczyć go śniadaniem prosto do łóżka. Kiedy wróciłyśmy nikogo nie było, Em z chłopakiem pewnie się najedli i poszli dalej się wygrzewać w łóżku. A reszta na pewno spała i nie zamierzali wstawać. Po cichu otworzyłam drzwi i wgramoliłam się na łóżko. Przy okazji budząc bruneta. Od razu się uśmiechnął i mnie pocałował.
- Dzień dobry. – Powiedział i z powrotem się położył.
- Hej. – Odpowiedziałam z lekkim uśmiechem na twarzy i przytuliłam się do chłopaka. – Mogłabym tak leżeć całymi dniami.
- Nie musimy nigdzie wychodzić.
- W domu sobie poleżymy, a teraz musimy porozmawiać. – Moja mina zrobiła się całkiem poważna, mimo że było tak cudownie musiałam dotrzeć do prawdy. W końcu obiecał że mi to wszystko wyjaśni, a teraz był chyba właściwy moment.
- W końcu ci to obiecałem. – Pocałował mnie w czoło i zaczął mówić. – Tak naprawdę to wszystko zaczęło się od Elene. Jak już wiesz przyjaźniliśmy się od dziecka, ona miała swoje pasje, a ja swoje. Czyli wyścigi zawsze mnie to pasjonowało. Kiedy mieliśmy po szesnaście lat, moja przyjaciółka dowiedziała się że została adoptowana. – Na samym początku miałam miliony pytań, jednak nie chciałam mu przerywać. – Znalazła prawdziwą rodzinę i chciała z nimi zostać. Jednak to nie było takie proste. Jej ojciec podjął współprace z pewnymi niebezpiecznymi ludźmi. Nie umiał się od nich uwolnić, jednak od tego zależało też życie Elene. Jej prawdziwa matka zmarła przy porodzie, a ojciec ją tak po prostu oddał do domu dziecka. Nie miał wyjścia oni chcieli ją zamordować. Wtedy też brałem udział w różnych wyścigach, tyle że były legalne. Chciałem aby ona była szczęśliwa, wtedy mi na niej zależało. Jednak nie jak na kimś kogo darze uczuciem, tylko jak na siostrze. Więc do nich poszedłem i zaproponowałem współprace w zamian za zerwanie umowy z jej ojcem. Na początku o niczym nie wiedzieli, a ja miałem coraz większe problemy. Teraz przydarzyła się okazja aby z tym wszystkim skończyć, musiałem wygrać wyścig w Nowym Yorku. Wygrana była bardzo duża, jednak nie wiem konkretnie co nią było. W każdym razie jestem od nich wolny, a ty bezpieczna.
Nie wiedziałam co powiedzieć, zaniemówiłam. Nie sądziłam że sprawa jest aż tak poważna. Stać mnie było tylko na dwa słowa. Może zwykłe, może nie. Jednak wiedziałam że są prawdziwe.
- Kocham Cię.
                                                                         ****
Tak jak chciała Sophie, wszyscy poszliśmy na łyżwy. Jakieś dziesięć minut drogi od naszego domku. Bardzo mnie to cieszyło, bo dotarcie tam nie było aż tak kłopotliwe.
- No szybciej! – Przyjaciółka nas poganiała, choć rano wyglądała jak zombie teraz tryskała energią.
- Następnym razem pięć razy się zastanowię, a potem się zgodzę na wspólny wyjazd z siostrą.
- Oj dobra, nie marudź. Jak nie chcesz to nie musisz z nami jeździć. – Liam stanowczo wziął stronę blondynki. Chociaż wcześniej oni oboje byli do siebie wrogo nastawieni. Niby pogodzeni, ale jednak nie do końca. Założyliśmy łyżwy i po kolei wchodziliśmy na lód. Pierwszy raz miałam je na nogach, więc gdybym się utrzymała był by to sukces. Ale nie, kiedy tylko postawiłam nogę od razu upadłam na tyłek. Inni jakoś sobie radzili, a Mike po prostu wyparował. Cały czas byłam obok Matta i obok mojej najlepszej przyjaciółki, poręczy. Trzymałam się niej i próbowałam jakoś jechać, jednak jazda na nartach o wiele lepiej mi wychodziła. Tam upadłam tylko z trzy razy w ciągu kilku godzin, a tutaj leżałam z kilka razy w ciągu dwudziestu minut.
- Odpowiesz mi na jedno pytanie? – Byłam ciekawe jednej rzeczy, więc postanowiłam się o nią spytać właśnie chłopaka.
- No jasne, zawsze i o wszystko. – Uśmiechnął się i na chwilę przystał za co byłam mu wdzięczna.
- Skąd wiedziałeś że ja tu akurat będę? Przecież nie rozmawialiśmy o twoim przyjeździe.
- Tak, ale rozmawiałem z Sophie. Chciałem cię zabrać gdzieś indziej, ale skoro twoja przyjaciółka już coś planowała to ja się dopisałem.
- No wiesz co, z nią miałeś czas rozmawiać, a ze mną nie. – Udałam obrażoną i trzymając się barierki jechałam dalej. Poczułam jak ktoś kładzie rękę na moim biodrze, odwróciłam się i puściłam poręczę. Wraz ze mną upadł brunet, leżał nade mną i w pewnym momencie pocałował. On zawsze wiedział jak mnie ,,udobruchać’’.  
                                                                               ****
- Mike jesteś? – Razem z Emily wróciłyśmy do domu, chciałyśmy pogadać z blondynem. Jednak on się nie odzywał. Reszta poszła na jakieś zakupy, co jak co ale jedzenie znikało zbyt szybko.
- Może poszedł na te swoje narty. – Przyjaciółka zabrała się za sprzątanie salonu, wszędzie stały brudne naczynia i wiele śmieci. – Trzeba mu znaleźć dziewczynę, wtedy się uspokoi i zacznie normalnie funkcjonować.
- Myślisz że chce? – Propozycja była bardzo ciekawa.
- Jasne, każdy przecież chce mieć bliską mu osobę. Tylko trzeba kogoś znaleźć. – Emily miała czasami świetne pomysły, jednak zawsze kończyło to się niepowodzeniem. Trochę się tego obawiałam, jednak trzeba było spróbować. Z tego wszystkiego całkiem zapomniałam o mojej pracy, wyciągnęłam telefon i od razu wybrałam numer do mojego menadżera. Niestety nie odbierał.
- Zrobisz mi coś do jedzenia? – Przyjaciółka stała w kuchni i ustawiała porcelanowe kubki w szafce.
- Jasne. Co chcesz?
- Obojętnie, sama wybierz. – Włączyłam telewizor, w którym leciał jakiś nudny film. Nie rozumiałam fabuły, dwójka ludzi biegnących wzdłuż jakiejś dróżki. Szybko przełączyłam na drugi kanał, na którym leciała muzyka. Rozłożyłam się na łóżku i wsłuchiwałam się w każde słowa.
- Wykupiliśmy chyba z pół sklepu. – Kiedy a telewizorze zaczął lecieć kawałek Rayana Lewisa, w drzwiach pojawił się Oliver razem z Mattem i Sophie.
- Może w końcu wystarczy…jemy, szykujemy się i wychodzimy? – Emily wyszła z kuchni w czerwono białym fartuszku. W ręku miała metalowy nóż i paprykę.
- Tak, ale pod jednym warunkiem. – Blondynka usiadła obok mnie i nakryła się puszystym kocem.
- Jakim?
- To ty robisz jedzenie. – Uśmiechnęła się chytrze i wydała dziwne dźwięki oczywiście z zimna.
Zjedliśmy kolacje, którą zrobiła Em. Bardzo dobrze gotowała, a co najważniejsze lubiła to robić. Co mnie bardzo cieszyło bo praktycznie to ona stała za garami. Potem odpoczęliśmy w swoim towarzystwie, śmiejąc się prawie ze wszystkiego. Jednak jedno mnie martwiło, przez tyle czasu nie było ani śladu Mikiego.
- Dobra, może zaczniemy się zbierać. W końcu to trochę potrwa. – Oliver wstał z fotela i ciężko wzdychał. Jakby siedzenie i obijanie się było czymś ciężkim. Wszyscy się go posłuchaliśmy i praktycznie w biegu popędziliśmy do swoich pokoi. Pierwsza zajęłam łazienkę na górze, wzięłam prysznic i prędko wyszłam. W obawie przed wściekłym byłym. Zeszłam do pokoju Sophie, tam miałyśmy się wyszykować. Wszędzie były porozwalane kosmetyki i ubrania. Wysuszyłam mokre włosy i je wyprostowałam co zajęło dużo czasu. Potem makijaż, jednak największy problem był przede mną ,,W co się ubrać’’? Po kilkunastu minutach rozmyślenia postawiłam na zwykłe ,,wdzianko’’. Skórzane czarne leginsy, tego samego koloru lity i koszule w zieloną kratę. Emily zaś postawiła na spódniczkę i beżową bluzkę od Coco Chanel. Na koniec została Sophie, wszystko jej nie pasowało. Wiadomo nie mogła ubrać się tak jak w Londynie bo to było cztery razy zimniej. W końcu wybrała czarną sukienkę i czerwone szpilki. Nie byłam co do tego przekonana jednak czasu na jej kolejne zastanowienia było zdecydowanie za mało. Zeszłyśmy po schodach jak jakieś ,,gwiazdy’’, tylko bez czerwonego dywanu, fleszy i świateł.
- No w końcu, ile można na was czekać. – Widać było że chłopaki byli lekko wkurzeni. Cały czas nas poganiali jednak zeszłyśmy po czasie.
- Ble, ble, ble coś jeszcze kochanie? – Podeszłam do chłopaka i się z nim droczyłam. Już miałam go pocałować, ale jednak się wstrzymałam i odwróciłam. Do klubu jechaliśmy z jakieś piętnaście minut, wysokie obcasy to nie najlepszy pomysł na taką pogodę. Blondynka prawie się wywróciła, jednak refleks Liama na to nie pozwolił. Wnętrze było wypełniona po same brzegi, było mnóstwo ludzi. Jednak nasz stolik czekał wolny. Zasiedliśmy do niego i zamówiliśmy alkohol.
- To jak może zatańczymy? – Brunet złapał mnie za rękę i zaciągnął na parkiet. Akurat leciała wolna muzyka, on złapał mnie w tali, ja położyłam głowę na jego ramieniu. Kołysaliśmy się w rytm muzyki, było naprawdę romantycznie. Aż do czasu.
- Chodź. – Rudowłosa złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę łazienki. Nie wiedziałam o co chodzi i co się stało. Byłam zdezorientowana.