wtorek, 26 listopada 2013

Opowiadania ,,Vicky Cook'' Rozdział 74



                                   ,,Vicky Cook”
Rozdział   74
                                                                             ****
Chciałam się przejść, sama. W końcu musiałam się jakoś pożegnać z tym miejscem. Szłam chodnikiem rozglądając się na boki, tak jakby z przyzwyczajenia. Przeszłam obok mojej starej szkoły, dawno tutaj nie zaglądałam. Z tyłu budynku był plac zabaw, spotykałam się kiedyś tam z Mikiem. Rozejrzałam się jeszcze raz i przeszłam przez płot. Szkoła była już zamknięta, więc nie było innego wejścia. Budynek dużo się zmienił, miał inny kolor i był o wiele ładniejszy. Kiedy doszłam na ,,tyły’’ szkoły, zauważyłam plac zabaw. Ktoś siedział tyłem do mnie, na huśtawce. Chciałam się wycofać, jednak postać wydawała się dobrze mi znana. Usiadłam obok chłopaka, nic nie mówił. Lekko się rozhuśtałam i zaczęłam mówić.
- Piękny mamy dzień prawda?
- Ujdzie. – Jego głos był bardziej ponury niż zwykle. Dalej miał spuszczoną głowę i nie okazywał żadnych emocji.
- Popatrzysz na mnie, czy będziesz udawał że się nie znamy? – Z niechęcią poniósł swoją głowę i spojrzał groźnym spojrzeniem.
- Patrzę. Po co tu przyszłaś?
- Chciałam się przejść, nie wiedziałam że tu jesteś. Mike co się dzieje?
- Nie rozumiem po co ci to wiedzieć?
- Chce ci pomóc. Tak po prostu.
- Chyba źle mnie zrozumiałaś, bo ja o nic nie prosiłem.
- Wiem, że bierzesz. Nie radzisz sobie z czymś prawda?
- Może, ale na pewno nie będziesz mi pomagała. Na pewno nie ty.
- Chce dobrze, myślałam…
- To źle myślałaś. Wybacz, ale nie mam czasu na takie pogaduszki. Powodzenia w karierze.
- Gdyby nie przyjaciele nie wyszłabym z tego, to dzięki nim jestem teraz żywa. Jeśli z tym nie skończysz będziesz w jeszcze gorszej sytuacji niż ja. Daj sobie pomóc. Proszę.
Wstał i odszedł, nie miałam siły za nim gonić. Jęknęłam głośno i się rozhuśtałam, włosy delikatnie się rozwiewały, tak jak za dawnych czasów. Bardzo chciałam jemu pomóc, jednak on tego nie chciał. Nie miałam więcej pomysłów, aby go przekonać to było ponad moje siły. Jednak, przecież to mój przyjaciel i ktoś musiał go wyciągnąć z tego bagna. Kiedy szłam dalej chodnikiem zauważyłam że nie był ani piany, ani naćpany, ani nie palił papierosów. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć, nic nie wiedziałam.
                                                                               ****
- Szykuj się. – Kiedy otworzyłam drzwi do swojego mieszkania usłyszałam kilka głosów, a jeden Sophie.
- Co jest? Gdzie? – Trampki ustawiłam na półkę i weszłam dalej.
- Wychodzimy, tak całą paczką. To znaczy nie całą, ale trochę się zabawimy.
- Nie wiem czy mam ochotę. Gdzie Matt?
- Masz, masz tylko jeszcze o tym nie wiesz. – Blondynka złapała mnie za rękę i poszłyśmy na górę do mojej garderoby. O dziwo była w niej Pattie. – A twój chłopak jest gdzieś z Liamem.
- Wiem że mogę popsuć ci humor, ale musze o coś zapytać. Gadałaś z Emily?
- Nie, wysłała tylko jakąś pocztówkę to wszystko. A teraz masz. – Wręczyła mi ubranie. – Przebieraj się, tylko migiem.
- Tak w ogóle to gdzie idziemy? Powiecie mi?
- Do klubu. – Patie zachichotała. – Nie denerwuj się tak, zaśpiewasz nam coś i masz wolne.
- Jak to? – Zdziwiona nałożyłam drugiego buta.
- Chcemy mieć prywatny koncert. Zanim podbijesz tamte strony.
- Oh dziękuje, jednak taka gwiazda jak ja drogo się ceni. – Przeszłam się po pomieszczeniu, jak po czerwonym dywanie i udawałam Paris Hilton.
- Spokojnie,  najwyżej sprzedamy nerki, chyba dwie starczą co nie? – Zaśmiałyśmy się wszystkie razem i zaczęłyśmy się zbierać.
                                                                            ****
Klub był wypełniony po brzegu, tyle że był jakiś inny niż zwykle. Nie śmierdziało w nim papierosami i alkoholem, tylko ładnymi perfumami.
- Gdzie siedzimy?
- Tam gdzie zawsze. – Szłam tuż za Sophie, która dumnie kroczyła do strefy przeznaczonej dla nas. Nawet jeśli nie było zarezerwowane, mieliśmy po prostu swoje wtyki.
- To co chcecie? – Liam podszedł do nas z kartką i zaczął coś na niej bazgrać.
- To co zwykle. – Odpowiedziałam zdecydowanie.
Ten wieczór był jakoś inny, wyjątkowy. Cały czas myślałam nad tym co się stało w ostatnim czasie. Strasznie dużo się zdarzyło, a ja nawet o tym nie śniłam. Miałam opuścić swoich przyjaciół i wyjechać, trochę banalne ale jednak boli. To tak jak kończyliśmy szkołę, wszystko się kończyło, ale jednak zaczynaliśmy nowy ważniejszy rozdział w życiu.
- Zauważyliście że bardzo często imprezujemy w poniedziałki? – Sophie wdała się w dyskusje z moim chłopakiem, a sama chyba na kogoś czekała bo co róż spoglądała na swój bordowy zegarek.
- Tak, ale to chyba dlatego że jest on najcięższy, a my staramy się udowodnić że taki dzień nie może być nudy. – Brunet odpowiedział i napił się alkoholu.
- Owszem, poniedziałek to wyjątkowy dzień tygodnia.
- Masz słuszną racje. – Przytaknął jej i spojrzał jakby powiedziała coś niesamowitego.
- Dziękuje przyjacielu. – Sophie się wyprostowała i zatarła ręce.
- Co wy do cholery odwalacie? – Liam huknął, aż podskoczyłam. Wszyscy zaczęli się śmiać, no cóż muszę przyznać mu racje to nie była normalna rozmowa w klubie. Tylko jakieś wykłady na uniwersytecie. Po dwudziestu minutach siedzenia i śmiania się zauważyłam, że ktoś przyszedł. Nie mogłam w to uwierzyć, to był Harry. Czyżby Sof go zaprosiła? Wszyscy rzucili mu się na przywitanie, włącznie ze mną. A nasza blondynka miała uśmiech od ucha do ucha.
- Harry zaczyna prace w Londynie, przeprowadził się niedawno.
- Właściwie to wczoraj. – Zaśmiał się i usiadł naprzeciwko mojej osoby.
- I jak ci się mieszka? – Starałam się z nim stworzyć mądra konwersacje tak jak moi przyjaciele. Jednak ja w przypadku do nich się do tego nie nadawałam. Cały czas uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- Na razie jestem na kartonach, ale powoli dojdę do ładu.
W kolejnych minutach nowy chłopak blondynki opowiadał o sobie, a my udawaliśmy że słuchamy. A może tylko ja? No właśnie, ja dalej się przejmowałam tym wszystkim. W końcu wstałam z wymówką toaletową, złapałam Patie za rękę i popędziłyśmy do kabin.
- To jak? Gadaj jak to było. – Od razu przeszłam do rzeczy, nie owijałam w bawełnę. Po prostu chciałam się dowiedzieć, co z nią i Liamem. Strasznie mnie to interesowało i ciekawiło.
- No jakoś tak wyszło…że…
- No mów! Już!
- Wyjaśniliśmy sobie wszystko i uznaliśmy że będziemy się przyjaźnić. Nie ma sensu wdawać się w poważny związek, jak na razie.
- Powiedziałaś mu o tym wszystkim?
- Nie do końca…ale to i tak by niczego nie zmieniło. Uwierz mi.
- No nie wiem. Tylko powiem ci jedno, pożegnaj się z nim ładnie.
- Dobra. – Zaśmiała się i wyszłyśmy z pomieszczenia.
Na całe szczęście nic nie musiałam śpiewać, za to na parkiecie bawiłam się wspaniale. Nie wiedziałam że nasi chłopcy tańczą tak dobrze. Zdziwiło mnie to totalnie. Jednak pod koniec całej imprezy humor mu się trochę popsuł. Zawsze kiedy dobrze się bawię, ona musi wkroczyć. Suze. Akurat wtedy tańczyłam z Mattem, weszła ona i się niewinnie uśmiechnęła. Na szczęście chłopak całkiem ją zignorował i bawiliśmy się dalej. Namiętne pocałunki i taniec.
                                                                               ****
Tak, wstałam o piątej rano. Niezbyt to było mądre, wielki kac ale nie mogłam spać. To mnie zabolało, zawsze kiedy popije potem śpię jak zabita, a teraz nic. Założyłam swój strój do biegania, siwe nike i wyszłam z domu. Pobiegłam w stronę spokojniejszą, nie w stronę centrum. W sobie czułam nadmiar alkoholu i tę nieprzyjemna woń. Jednak biegłam dalej i rozkoszowałam się widokami. Domki i płoty, boskie do podziwiania, jednak dalej nie mogłam wyjść z podziwu że już jutro mnie tu nie będzie.
Kiedy wróciłam do domu, Matt jeszcze spał. Nic dziwnego jednak miałam cichą nadzieje że wstanie. Poszłam pod prysznic, ubrałam się w piżamkę i poszłam się położyć. O dziwo zasnęłam.
                                                                                ****
Ostrożnie wdrapałam się na drzewo, myśląc że kobieta z nożem tu nie wejdzie. Ona stała na dole, z twarzą jak w horrorze. Z oczu wypływała jej krew, a włosy miała nastraszone jakby prąd ją poraził. Ja płakałam, nie potrafiłam się otrząsnąć. Cały czas krzyczałam, a ona dalej patrzyła się tak samo. Jakby chciała mnie zabić. A może taki właśnie miała cel?
- Zejdź, zejdź, zejdź. – Cały czas to samo słowo, jednak to nie wypadało jej z ust. Te dźwięki były kogoś innego, tylko kogo?
- Zejdź, zejdź, zejdź. – Dalej te słowa, bałam się nie chciałam tego zrobić. Zamknęłam oczy i w głębi duszy modliłam się, aby to było tylko sen. Kiedy je otworzyłam siedziałam w domu na kanapie, dookoła było ciemno. Z kuchni wydobywał się jakiś hałas, tak jakby ktoś coś kroił. Ostrożnie się podniosłam i zajrzałam do pomieszczenia. Na widok tej osoby zaczęłam krzyczeć. To był Alex, nucił sobie coś pod nosem i kroił buraka. Pobiegłam do drzwi, były zamknięte. Jednak on mnie nie goniło, dalej kroił warzywa. Tak jakby mnie nie zauważył.

Proszę bardzo dla Edyx :)

piątek, 22 listopada 2013

Opowiadanie ,Vicky Cook'' Rozdział 73


                                   ,,Vicky Cook”
Rozdział   73

                                                                             ****
- Dobra to jeszcze raz. Pierw idziesz trzy kroki obracasz się i wyskok. Jasne?
Kiwnęłam głową i zrobiłam co mi pokazano. Mimo Matta miałam wspaniały humor, wspólne próby mi pomagały. Ludzie bawili się świetnie, była muzyka, jedzenie. Zamiast ćwiczyć to wszyscy się wydurniali. Tak to właśnie wyglądało.
- Dzisiaj o dwudziestej pierwszej w ,,Risto’’ i nie chce słyszeć odmowy. – Usłyszałam między dźwiękami Demi.
- Może, zobaczymy. – Zaśmiałam się i zaśpiewałam kolejną zwrotkę.
Kiedy to wszystko się kończyło było może po dziewiętnastej, założyłam kurtkę i wyszłam na zewnątrz. Moją twarz owiało chłodne powietrze. Przede mną szedł jeden z ochrony a drugi był daleko w tyle, rozmawiał chyba przez telefon. Między samochodami odbijał się jakoś cień, zaniepokoiło mnie to. Jednak nic nie mówiłam, aby nie robić z siebie panikary. Szłam przed siebie i delikatnie obserwowałam tamto miejsce. Nagle ten ktoś wyciągnął aparat i robił zdjęcia, jedno za drugim. Udawałam że tego nie widzę. Wsiadłam do samochodu i odważyłam się otworzyć usta.
- Tam ktoś był, robił zdjęcia. – Powiedziałam ostrożnie.
- Alex?
- Nie wiem, przecież jest ciemno.
- Dobra, siedź tu. Pójdziemy to sprawdzić.
Siedziałam jak na igłach, nie odzywałam się. Nagle obok przebiegł cień, drgnęłam. Nie mogłam przecież dalej tutaj siedzieć. Niby mi kazali, ale ja się jeszcze bardziej bałam. Pociągnęłam za klamkę i już miałam stawiać nogę na asfalcie, kiedy usłyszałam trzask. Mianowicie cała przednia szyba rozleciała się w drobny mak. Nie wiem kiedy to się stało, ale leżałam obok drzwi.
- Co mam robić? – Szepnęłam sama do siebie i powoli się podniosłam. Kolejne kroki, było ich coraz więcej i były coraz bliżej. Jednak na pewno ich nie znałam, były mi obce. – Raz, dwa, trzy. – Wyszeptałam sama do siebie i zostawiając torbę pobiegłam. Prosto przed siebie. Te kroki biegły za mną, cholernie się bałam. Budynek, w którym ćwiczyliśmy był otwarty. Wpadłam i dalej biegłam.
- Ratunku, pomocy! – Krzyczałam jak opętana, jednak ani na chwilę się nie zatrzymałam. Trafiłam na jakiś korytarz, nigdy tutaj nie byłam. Światła gasły, a ja czułam się jak w jakimś horrorze.


- Stój! Słyszysz dziwko? Stój! – Pierwszy raz usłyszałam ten głos, to był on. Doskonale to wiedziałam, skręciłam w lewo. Było tam kilka pomieszczeń i schody. Pobiegłam na górę, drabina i znalazłam się na dachu. Budynek był wysoki. Dookoła niego stało kilka wozów policyjnych i mnóstwo ludzi. Czułam jakby zleciało pięć minut, jednak chyba było o wiele później. Zanim się obejrzałam, stałam przy ostatnim kominie. Dalej nic nie było. Postać biegła i biegła, aż w końcu dotarł do mnie. Ludzie krzyczeli, jednak ja ich nie słuchałam. Nie miałam na to siły, po prostu jak gdyby nigdy nic rozmawiałam sama ze sobą. Dobiegł, w końcu do mnie dobiegł.
- Czego od mnie chcesz? – Krzyknęłam ze złością.
- Mówiłem ci już, dawno temu. Nie chciałem cię krzywdzić, ale teraz musze. – Wyciągnął z kieszeni pistolet, skierował w moją stronę. – Może właśnie teraz pociągnę za spust i cię zabije, kto wie…
- Proszę, zrób to! Wtedy będziesz miał spokój. – Sama nie wiedziałam co ja mówię, przecież taki szaleniec jak on mógł w stanie zrobić wszystko.
- Opuść broń, będziesz tego żałował… - Głos rozchodzący się przez megafon był potężny. Słychać go było dość wyraźnie.
- A może oboje dzisiaj zginiemy? Będzie łatwiej skarbie. Możesz jeszcze cos powiedzieć na pożegnanie. Na przykład czy podobały ci się ostatnio nagłówki w gazetach? Nie ładnie tak zdradzać. Ale w sumie twój chłoptaś sobie na to zasłużył. – Zaczął się śmiać, ja tylko się patrzyłam i nic więcej. Nagle padł strzał, upadłam na kolana i migiem schowałam się za kominem. Poczułam że nic mi nie jest, byłam przecież całą. To komu coś się stało? Kilkanaście kroków zbliżało się miejscu w którym stałam, jednak głowę schowałam w ręce, oparłam się o komin i siedziałam nieruchomo. Jakiś policjant złapał mnie za ramię i kazał zejść na dół. Mówił do mnie cały czas, jednak nie słuchałam jego. Myślałam tylko aby być już w domu. Strasznie dużo mnie to wszystko kosztowało. Byłam już przed budynkiem, paparazzi, którzy stali za taśmą włączyli swoje ,,sprzęty’’ i była jaśniej niż w dzień.
Wszystkie głosy się zlewały, jednak ja słyszałam ten wyjątkowy. Stał z policjantem i rozmawiał, a może się kłócił?
- Wszystko w porządku? – Powiedział jak gdyby nigdy nic i mocno mnie przytulił.
- Nic już nie rozumiem.
- To wszystko było ustawione. – Policjant powiedział bez żadnych emocji. – W domu ci wszystko wyjaśnimy.
                                                                                  ****
Dostałam kubek gorącej herbaty i siedziałam wygodnie na kanapie. Próbowałam skupić się na rozmowie, która właśnie trwała jednak nie wychodziło mi to najlepiej.
- On miał wszędzie wtyki, wszystko wiedział. Przesyłał pogróżki cały czas. Jednak odcięliśmy cię od tego, ale musieliśmy go w końcu złapać. Dlatego to wszystko, co prawda trochę wykroczyło to po za nasze oczekiwania, ale już nigdy nie będzie ingerował w twoje życie.
- Czyli to wszystko to jedna wielka ściema?
- Powiedzmy. Musieliśmy coś robić, on nie mógł zrobić ci krzywdy dlatego działaliśmy.
- Nie mogłam zostać poinformowana? Myślałam że mnie zabije.
- On wszystko widział i wiedział, nie mogliśmy tak ryzykować. Zresztą na pewno nic by ci nie zrobił, nie dopuścilibyśmy do tego. Uwierz.
- Nasza kłótnia też była fałszywa? – Skierowałam się do bruneta.
- Tak jakby. Musieliśmy się pokłócić, bo musiałaś zostać sama. Jednak nie wiedziałem że tak bardzo się wczuje. Niektóre sprawy powinniśmy sobie jeszcze wyjaśnić. – Kiedy to powiedział poczułam coś dziwnego, jednak skoro nie byliśmy pokłóceni to było w porządku.
                                                                                    ****
Pyszne śniadanie w miłym towarzystwie, koniec kłopotów. To było coś czego potrzebowałam, teraz spokojnie siedziałam i jadłam kanapki. Brunet wrócił do domu i wszystko między nami było wyjaśnione. Może to wszystko było jak kiepski film, ale to co się do tej pory zdarzyło było dość niesamowite.
- On nie żyje, prawda?
- Tak, sam się postrzelił…nie myśl o tym teraz.
- Wiem, ale coś mnie dręczy.
- Co takiego?
- Będę musiała cię tu zostawić, samego.
- Coraz trudniej mi w to uwierzyć, naprawdę. Jeszcze nie tak dawno, a nie przepadaliśmy za sobą. Teraz jemy razem śniadanie, a ty wyjeżdżasz. To niesamowite.

.... :)

poniedziałek, 18 listopada 2013

Opowiadanie ,,Vicky Cook'' Rozdział 72



                       
Jeśli to widzisz i to czytasz, najpierw sprawdź czy przeczytałaś/eś 2 cz tamtego rozdziału.

                                      
,,Vicky Cook”
Rozdział   72

                                                                             ****
- Gdzie byłaś? – Żadnego cześć, wyspałaś się? Tylko od razu gdzie byłaś. Zdenerwowało mnie to.
- Na próbie. – Odpowiedziałam obojętnie.
- Na pewno? Byłem pewien że wrócisz o osiemnastej.
- Tak. Chcesz coś jeszcze wiedzieć? Może co jadłam? Albo z kim tam byłam? – Rzuciłam i wyszłam z pomieszczenia. Wstałam dzisiaj chyba lewą nogą, wszystko mnie drażniło. Nawet świadomość że nie wiem w co mam się ubrać. Najchętniej bym nie wychodziła z domu, ale chciałam się spotkać z Sophie i przecież musiałam jechać na kurs. Założyłam szorty i pomyślałam że równo za tydzień mnie tu już nie będzie. Na stopy nałożyłam skarpetki i trampki. Zeszłam na dół i z ochroną udaliśmy się do przyjaciółki. Musiałam porozmawiać z nią na temat Mikiego. W drodze do jej mieszkania myślałam nad moim zachowaniem, trochę się za bardzo zdenerwowałam. Jednak niby dlaczego mnie tak wypytywał, nigdy tego nie robił. To było dość podejrzane.
- Od razu się spytam czy chcesz coś do jedzenia? – Przyjaciółka stała nade mną z miską jakiejś zupy.
- Nie, do picia jeśli można.
- Gdzie twoi ,,koledzy’’? – W powietrzu pokazała cudzysłowie i nalała soku pomarańczowego do dwóch szklanek.
- Zostali w samochodzie, na całe szczęście. Łażą za mną cały czas, nie wiem co mam o tym myśleć. Przecież Alex się nie odzywa. ;

- I na całe szczęście, puki go nie złapią nie powinnaś być sama.
- Może. Rozmawiałaś z bratem?
- Nie. Mijamy się tylko, jak chce o coś spytać to albo zatrzaskuje się w pokoju, albo wychodzi. Totalnie mnie ignoruje. Rodzice nie wiedzą co się z nim dzieje, ale może i lepiej. Jest bardzo tajemniczy i zbyt dziwny, trochę się o niego boje. Wczoraj nawet myślałam nad jednym, ale to chyba zły pomysł.
- Jaki znowu pomysł?
- Może w jego pokoju znalazłabym coś co by wyjaśniało o jego zachowaniu. Ale w sumie to jest zły pomysł, nie będę grzebać mu w rzeczach.
- Skoro mamy mu tym pomóc to chyba dobry. Też się o niego martwię.
- To w takim razie chodźmy. – Blondynka wstała z kanapy i weszła po schodach.
- A jesteś pewna że jego tam nie ma? A pokój jest otwarty?
- Tak i tak. – Otworzyła drzwi do jego pokoju, wypłynął z niego charakterystyczny zapach papierosów i alkoholu. Skrzywiłam się. – Nie wiedziałam że tu tak śmierdzi. – Przyjaciółka zakaszlała, ja weszłam za nią i zamknęłam za sobą pokój. Było w nim całkiem inaczej, niż ostatnio kiedy tu byłam. Pomieszczenie było ciemne i za syfione.
- To od czego zaczynamy? – Spojrzałam na stolik nocny i poszłam w jego stronę.
- Nie wiem, tylko tak żeby się nie zorientował że tu byłyśmy.
- To jest zamknięte. – Szarpnęłam za półkę, ale ani drgnęła. – Coś tu musi być.
- Myślisz że bierze narkotyki?
- Możliwe, skoro jest taki dziwny. Wiesz co było jak ja brałam.
- Wiesz że to było to samo…tylko że ciebie częściej widziałam.
- Musimy mu pomóc.
W pokoju nic nie znalazłyśmy, oprócz brudu i zamkniętej szafeczki. Poddałyśmy się i zaczęłyśmy temat o Emily. Nie odezwała się do nas ani razu, do Olivera tak samo. Co nas bardzo zdziwiło. Po tak uroczym spędzonym dniu, może i połowie. Pojechałam na kurs. Strasznie mi się nie chciało, ale robiłam to dla Matta. Który i tak oskarżał mnie o nie wiadomo co.
                                                                              ****
- O co ci znowu chodzi? – Krzyknęłam schodząc na dół.
- O to że się od siebie oddalamy, znowu!
Miałam już tego dość, trzasnęłam drzwiami i wybiegłam z domu. Oczywiście prosto do auta, którym zaraz miałam ruszyć na jakieś podpisywanie płyt. Dzisiaj była sobota, ostatni dzień mojego kursu i pierwszy dzień czerwca.
- Niech pan jedzie. – Odezwałam się po chwili milczenia.
- Na pewno? Mamy jeszcze sporo czasu.
- Tak, na pewno.
Zapięłam pasy i ruszyliśmy. Moje życie chyba znowu się rozpadało na małe kawałki. Tylko nie wiem czy będę w stanie podnieść się i je poskładać. Zaczęłam bawić się telefonem, bo co innego i lepszego mogłam robić.
Matt się wkurzył. Nie rozumiem go.  – Napisałam do Sophie i kliknęłam przycisk Wyślij.
Nie martw się, pogodzicie się. Może chodzi mu o te twoje kursy. – Odpisała po kilku minutach.
On o niczym nie wie.
No właśnie. Wczoraj rozmawiałam z nim, podejrzewa że go zdradzasz.
Co takiego?
Musicie sobie to wyjaśnić, bo jak tak dalej pójdzie to nic nie zostanie.
Przyznam że trochę mnie zmartwiła ta nasza rozmowa. Nie sądziłam, że jest w stanie coś takiego sobie wymyślić. Ale gdyby on tak znikał, to może też bym się tak zachowywała. Wysiadłam z samochodu i przecisnęliśmy się przez tłum rozwrzeszczanych fanek. Flesze błyskały dookoła, ale na szczęście miałam na nosie swoje ukochane okulary. Jednak przy samym wejściu zwróciłam uwagę na małą dziewczynkę, stała zgnieciona pomiędzy dwoma starszymi, a za nią stała chyba jej mama.
- Chodź! – Jeden z ochroniarzy mnie pogonił.
- Nie, chce zrobić sobie z nią zdjęcie. – Zatrzymałam się i przykucnęłam do małej dziewczynki. – Jak masz na imię? – Zapytałam.
- Oli…Olivia. – Wydukała, a jej źrenice się rozszerzyły. – Możesz dać mi autograf?
- Jasne. – Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Stanęłam obok dziewczynki, a jej rodzicielka zrobiła pamiątkowe zdjęcie. W torbie miałam kilka biletów i wejściówek na koncerty. Tak na wszelki wypadek i właśnie teraz się przydały.
- Pasuje ci dwudziesty września? – Podałam jej dwa bilety i wejściówki za kulisy. – Niestety innych nie mam, chyba że chcesz to mogę wymienić. – Zaśmiałam się.
- Nie! – Pokręciła głową i złapała za moją szyje. Mogłam to uznać jako podziękowanie, uśmiechnęłam się i odeszłam machając do innych. Takie chwile uszczęśliwiają człowieka, właśnie wtedy kiedy jest mu źle i smutno.
                                                                                  ****
- To gdzie teraz? – Grubszy pan spytał się i odpalił silnik.
- Na szczęście dzisiaj to już koniec. Do domu, prosto do domu.
Podpisywanie płyt zleciało strasznie szybko, co mnie ucieszyło. Kolejną rzeczą były małe zakupy, które się udały mimo kręcących się paparazzi. A kurs? Nauczyłam się gotować odpowiednio jajka i makaron. Powinnam być z siebie dumna, jednak nie byłam. Coraz bardziej obawiałam się spotkania z chłopakiem. Skoro Sophie mówiła o jakiejś zdradzie to zaraz zacznie się kłótnia. Chciałam tego uniknąć i porozmawiać z nim sam na sam. Dlatego poprosiłam aby moi ,,koledzy’’ zostali na zewnątrz. Zgodzili się niechętnie, a ja przekroczyłam próg domu. Wszędzie panowała epicka ciemność, jedynie w salonie świeciła się mała lampka. Taka mało widoczna. Widok, który tam zastałam trochę mnie zdziwił. Brunet siedział spokojnie na kanapie, a obok niego stała walizka. Byłam święcie przekonana że może śpi, albo leży. Przecież było po jedenastej w nocy. Weszłam dalej i rzuciłam torbę na fotel, on podniósł głowę i popatrzył się na mnie jak na winną.
- Jesteś sama? – Spytał łagodnie.
- Tak, zostali na dworze. Chciałam z tobą porozmawiać.
- Właściwie to ja też. Odchodzę. – Po tych słowach z oczu wypłynęły mi pojedyncze łzy, nie wiedziałam co powiedzieć. – Nie chce tak żyć, chce mieć ciebie przy sobie. Wiem że niedługo wyjeżdżasz i to uszanowałem. Jednak myślałem że chociaż ten tydzień spędzimy razem. Jak widać wolisz inne towarzystwo od mojego. – Rzucił na stolik gazetę i raptownie wstał.
- Co to jest? – Złapałam za makulaturę i obejrzałam okładkę. To zdjęcie było z wczoraj, po kursie wyszłam razem ze swoim ,,nauczycielem’’. Chodnik był nie równy i się podchnęłam. Tak się stało, że trafiłam w jego ramiona. To nic nie znaczyło, a ludzie robili z tego nie wiadomo co.
- Matt, ty nic nie rozumiesz.
- Doskonale to rozumiem. Wracasz późno i w cale nie chodzisz na próby.
- Tak, nie chodzę. Chciałam zrobić ci niespodziankę.
- Jaką znowu niespodziankę? ,,Przespałam się z innym, NIESPODZIANKA’’ !
- Przestań…nic nie zrobiłam. Poszłam na ten cholerny kurs żeby cię zadowolić, ale nie co bym nie zrobiła zawsze wyjdzie źle. Przecież cię kocham. Zapomniałeś?
- No właśnie jakoś tak. Nic nie robisz aby to w jakikolwiek sposób mi ukazać. Jesteś jakaś inna. Tęsknie za tamtą Vicky. – Wziął swoją walizkę i ruszył w stronę drzwi.
- Więc mnie tak zostawiasz? Wierzysz gazetom, a nie mi? – Z moich oczu popłynęły łzy.
- Tu nie ma co wyjaśniać, wszystko się układa w całość.
- Myślałam że ci na mnie zależy. – Chciałam go za wszelką cenę zatrzymać, jednak na marne.
- Oczywiście że zależy! Kocham cię. Jednak nie mogę być z kimś kto nie ma dla mnie minuty czasu i mnie lekceważy.
Po tych słowach schowałam swoją twarz w dłoniach i zaczęłam płakać. On zaś odszedł…

Wybaczcie za wszelkie błędy, nie sprawdziłam bo pisałam na szybko. Chciałam koniecznie dzisiaj dodać. Pozdrawiam :)