wtorek, 26 listopada 2013

Opowiadania ,,Vicky Cook'' Rozdział 74



                                   ,,Vicky Cook”
Rozdział   74
                                                                             ****
Chciałam się przejść, sama. W końcu musiałam się jakoś pożegnać z tym miejscem. Szłam chodnikiem rozglądając się na boki, tak jakby z przyzwyczajenia. Przeszłam obok mojej starej szkoły, dawno tutaj nie zaglądałam. Z tyłu budynku był plac zabaw, spotykałam się kiedyś tam z Mikiem. Rozejrzałam się jeszcze raz i przeszłam przez płot. Szkoła była już zamknięta, więc nie było innego wejścia. Budynek dużo się zmienił, miał inny kolor i był o wiele ładniejszy. Kiedy doszłam na ,,tyły’’ szkoły, zauważyłam plac zabaw. Ktoś siedział tyłem do mnie, na huśtawce. Chciałam się wycofać, jednak postać wydawała się dobrze mi znana. Usiadłam obok chłopaka, nic nie mówił. Lekko się rozhuśtałam i zaczęłam mówić.
- Piękny mamy dzień prawda?
- Ujdzie. – Jego głos był bardziej ponury niż zwykle. Dalej miał spuszczoną głowę i nie okazywał żadnych emocji.
- Popatrzysz na mnie, czy będziesz udawał że się nie znamy? – Z niechęcią poniósł swoją głowę i spojrzał groźnym spojrzeniem.
- Patrzę. Po co tu przyszłaś?
- Chciałam się przejść, nie wiedziałam że tu jesteś. Mike co się dzieje?
- Nie rozumiem po co ci to wiedzieć?
- Chce ci pomóc. Tak po prostu.
- Chyba źle mnie zrozumiałaś, bo ja o nic nie prosiłem.
- Wiem, że bierzesz. Nie radzisz sobie z czymś prawda?
- Może, ale na pewno nie będziesz mi pomagała. Na pewno nie ty.
- Chce dobrze, myślałam…
- To źle myślałaś. Wybacz, ale nie mam czasu na takie pogaduszki. Powodzenia w karierze.
- Gdyby nie przyjaciele nie wyszłabym z tego, to dzięki nim jestem teraz żywa. Jeśli z tym nie skończysz będziesz w jeszcze gorszej sytuacji niż ja. Daj sobie pomóc. Proszę.
Wstał i odszedł, nie miałam siły za nim gonić. Jęknęłam głośno i się rozhuśtałam, włosy delikatnie się rozwiewały, tak jak za dawnych czasów. Bardzo chciałam jemu pomóc, jednak on tego nie chciał. Nie miałam więcej pomysłów, aby go przekonać to było ponad moje siły. Jednak, przecież to mój przyjaciel i ktoś musiał go wyciągnąć z tego bagna. Kiedy szłam dalej chodnikiem zauważyłam że nie był ani piany, ani naćpany, ani nie palił papierosów. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć, nic nie wiedziałam.
                                                                               ****
- Szykuj się. – Kiedy otworzyłam drzwi do swojego mieszkania usłyszałam kilka głosów, a jeden Sophie.
- Co jest? Gdzie? – Trampki ustawiłam na półkę i weszłam dalej.
- Wychodzimy, tak całą paczką. To znaczy nie całą, ale trochę się zabawimy.
- Nie wiem czy mam ochotę. Gdzie Matt?
- Masz, masz tylko jeszcze o tym nie wiesz. – Blondynka złapała mnie za rękę i poszłyśmy na górę do mojej garderoby. O dziwo była w niej Pattie. – A twój chłopak jest gdzieś z Liamem.
- Wiem że mogę popsuć ci humor, ale musze o coś zapytać. Gadałaś z Emily?
- Nie, wysłała tylko jakąś pocztówkę to wszystko. A teraz masz. – Wręczyła mi ubranie. – Przebieraj się, tylko migiem.
- Tak w ogóle to gdzie idziemy? Powiecie mi?
- Do klubu. – Patie zachichotała. – Nie denerwuj się tak, zaśpiewasz nam coś i masz wolne.
- Jak to? – Zdziwiona nałożyłam drugiego buta.
- Chcemy mieć prywatny koncert. Zanim podbijesz tamte strony.
- Oh dziękuje, jednak taka gwiazda jak ja drogo się ceni. – Przeszłam się po pomieszczeniu, jak po czerwonym dywanie i udawałam Paris Hilton.
- Spokojnie,  najwyżej sprzedamy nerki, chyba dwie starczą co nie? – Zaśmiałyśmy się wszystkie razem i zaczęłyśmy się zbierać.
                                                                            ****
Klub był wypełniony po brzegu, tyle że był jakiś inny niż zwykle. Nie śmierdziało w nim papierosami i alkoholem, tylko ładnymi perfumami.
- Gdzie siedzimy?
- Tam gdzie zawsze. – Szłam tuż za Sophie, która dumnie kroczyła do strefy przeznaczonej dla nas. Nawet jeśli nie było zarezerwowane, mieliśmy po prostu swoje wtyki.
- To co chcecie? – Liam podszedł do nas z kartką i zaczął coś na niej bazgrać.
- To co zwykle. – Odpowiedziałam zdecydowanie.
Ten wieczór był jakoś inny, wyjątkowy. Cały czas myślałam nad tym co się stało w ostatnim czasie. Strasznie dużo się zdarzyło, a ja nawet o tym nie śniłam. Miałam opuścić swoich przyjaciół i wyjechać, trochę banalne ale jednak boli. To tak jak kończyliśmy szkołę, wszystko się kończyło, ale jednak zaczynaliśmy nowy ważniejszy rozdział w życiu.
- Zauważyliście że bardzo często imprezujemy w poniedziałki? – Sophie wdała się w dyskusje z moim chłopakiem, a sama chyba na kogoś czekała bo co róż spoglądała na swój bordowy zegarek.
- Tak, ale to chyba dlatego że jest on najcięższy, a my staramy się udowodnić że taki dzień nie może być nudy. – Brunet odpowiedział i napił się alkoholu.
- Owszem, poniedziałek to wyjątkowy dzień tygodnia.
- Masz słuszną racje. – Przytaknął jej i spojrzał jakby powiedziała coś niesamowitego.
- Dziękuje przyjacielu. – Sophie się wyprostowała i zatarła ręce.
- Co wy do cholery odwalacie? – Liam huknął, aż podskoczyłam. Wszyscy zaczęli się śmiać, no cóż muszę przyznać mu racje to nie była normalna rozmowa w klubie. Tylko jakieś wykłady na uniwersytecie. Po dwudziestu minutach siedzenia i śmiania się zauważyłam, że ktoś przyszedł. Nie mogłam w to uwierzyć, to był Harry. Czyżby Sof go zaprosiła? Wszyscy rzucili mu się na przywitanie, włącznie ze mną. A nasza blondynka miała uśmiech od ucha do ucha.
- Harry zaczyna prace w Londynie, przeprowadził się niedawno.
- Właściwie to wczoraj. – Zaśmiał się i usiadł naprzeciwko mojej osoby.
- I jak ci się mieszka? – Starałam się z nim stworzyć mądra konwersacje tak jak moi przyjaciele. Jednak ja w przypadku do nich się do tego nie nadawałam. Cały czas uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- Na razie jestem na kartonach, ale powoli dojdę do ładu.
W kolejnych minutach nowy chłopak blondynki opowiadał o sobie, a my udawaliśmy że słuchamy. A może tylko ja? No właśnie, ja dalej się przejmowałam tym wszystkim. W końcu wstałam z wymówką toaletową, złapałam Patie za rękę i popędziłyśmy do kabin.
- To jak? Gadaj jak to było. – Od razu przeszłam do rzeczy, nie owijałam w bawełnę. Po prostu chciałam się dowiedzieć, co z nią i Liamem. Strasznie mnie to interesowało i ciekawiło.
- No jakoś tak wyszło…że…
- No mów! Już!
- Wyjaśniliśmy sobie wszystko i uznaliśmy że będziemy się przyjaźnić. Nie ma sensu wdawać się w poważny związek, jak na razie.
- Powiedziałaś mu o tym wszystkim?
- Nie do końca…ale to i tak by niczego nie zmieniło. Uwierz mi.
- No nie wiem. Tylko powiem ci jedno, pożegnaj się z nim ładnie.
- Dobra. – Zaśmiała się i wyszłyśmy z pomieszczenia.
Na całe szczęście nic nie musiałam śpiewać, za to na parkiecie bawiłam się wspaniale. Nie wiedziałam że nasi chłopcy tańczą tak dobrze. Zdziwiło mnie to totalnie. Jednak pod koniec całej imprezy humor mu się trochę popsuł. Zawsze kiedy dobrze się bawię, ona musi wkroczyć. Suze. Akurat wtedy tańczyłam z Mattem, weszła ona i się niewinnie uśmiechnęła. Na szczęście chłopak całkiem ją zignorował i bawiliśmy się dalej. Namiętne pocałunki i taniec.
                                                                               ****
Tak, wstałam o piątej rano. Niezbyt to było mądre, wielki kac ale nie mogłam spać. To mnie zabolało, zawsze kiedy popije potem śpię jak zabita, a teraz nic. Założyłam swój strój do biegania, siwe nike i wyszłam z domu. Pobiegłam w stronę spokojniejszą, nie w stronę centrum. W sobie czułam nadmiar alkoholu i tę nieprzyjemna woń. Jednak biegłam dalej i rozkoszowałam się widokami. Domki i płoty, boskie do podziwiania, jednak dalej nie mogłam wyjść z podziwu że już jutro mnie tu nie będzie.
Kiedy wróciłam do domu, Matt jeszcze spał. Nic dziwnego jednak miałam cichą nadzieje że wstanie. Poszłam pod prysznic, ubrałam się w piżamkę i poszłam się położyć. O dziwo zasnęłam.
                                                                                ****
Ostrożnie wdrapałam się na drzewo, myśląc że kobieta z nożem tu nie wejdzie. Ona stała na dole, z twarzą jak w horrorze. Z oczu wypływała jej krew, a włosy miała nastraszone jakby prąd ją poraził. Ja płakałam, nie potrafiłam się otrząsnąć. Cały czas krzyczałam, a ona dalej patrzyła się tak samo. Jakby chciała mnie zabić. A może taki właśnie miała cel?
- Zejdź, zejdź, zejdź. – Cały czas to samo słowo, jednak to nie wypadało jej z ust. Te dźwięki były kogoś innego, tylko kogo?
- Zejdź, zejdź, zejdź. – Dalej te słowa, bałam się nie chciałam tego zrobić. Zamknęłam oczy i w głębi duszy modliłam się, aby to było tylko sen. Kiedy je otworzyłam siedziałam w domu na kanapie, dookoła było ciemno. Z kuchni wydobywał się jakiś hałas, tak jakby ktoś coś kroił. Ostrożnie się podniosłam i zajrzałam do pomieszczenia. Na widok tej osoby zaczęłam krzyczeć. To był Alex, nucił sobie coś pod nosem i kroił buraka. Pobiegłam do drzwi, były zamknięte. Jednak on mnie nie goniło, dalej kroił warzywa. Tak jakby mnie nie zauważył.

Proszę bardzo dla Edyx :)

5 komentarzy:

  1. Oo dziękuję :)
    Te sny mnie przerażają ;o
    I co się dzieje z Mikiem?? Intryguje mnie to :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze, co jest z Mikiem ;((
    Znowu super opowiadanie!
    Nominuję Cię do Liebster Award, więcej szczegółów u mnie na blogu
    http://addiction-and-friendship.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy blog, czekam na dalszą część : )

    Zapraszam również na mojego bloga http://forever-always.pl/ , dopiero zaczynam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Końcówka najlepsza ; ) czekam na dalszą część . Zazdroszczę takiego talentu ;p. <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Boskie ! Kocham Cb i opowiadanie !
    Jeśli w przyszłości napiszesz książkę to ją na pewno kupię <33
    Zapraszam:
    http://anamarafashion.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za każdy pozytywny komentarz to mnie motywuje do pisania ;)
Za każdy zostawiony komentarz postaram się odwdzięczyć.
Jeżeli blog ci się spodobał zaobserwuj :)
Pozdrawiam Bel El ;>