wtorek, 10 grudnia 2013

Opowiadanie ,,Vicky Cook'' Rozdział 78


               ,,Vicky Cook”
Rozdział   78

                                                                             ****
- Moja siostra jest w szpitalu…boje się o nią.
- Coś poważnego?
- Nie wiem, nikt mi nie chce nic powiedzieć. Udzielają informacji tylko w szpitalu.
- Jedź do niej, wrócisz jak będziemy w Mediolanie. Jestem pewna że Robyn to zrozumie.
- Nie, nie mogę.
- Dlaczego? Przecież chcesz tam jechać. – Byłam zdziwiona jej reakcją.
- Nie mogę i już. Tylko miałabym do ciebie prośbę, a raczej do Sophie.
- Jaką? – Usiadłam na krześle i starałam się wszystko zrozumieć.
- Może mogłabyś jej się spytać, czy nie sprawdziłaby co się z nią stało? Byłabym wdzięczna.
- Jasne, zadzwonię do niej.
- Dziękuje. – Stylistka mnie przytuliła i odetchnęła z ulgą.
Obie wyszłyśmy z pokoju i dołączyłyśmy do reszty. Nie rozumiałam dlaczego Patie nie chce wrócić do Londynu, ale w końcu każdy ma prawo do tajemnic. Tak samo było z Emily, która nie dawała znaku życia. Wysłałyśmy razem z Sof miliony wiadomości, ale nie odpisała na żadną. Oliver coś wiedział, albo i nie. Jednak nic nam nie mówił, wspomnę też o tym że niedługo ma mnie odwiedzić. No właśnie, on. Mój własny chłopak nie, tylko były. Dziwne.  
                                                                             ****
Znowu rozbieżność czasowa, nienawidzę tego. Między Londynem, a Mediolanem była godzina różnicy. Mieliśmy jechać ponad sześć godzin, masakra.  
- Dwa tygodnie, czujesz to? – Will zaśmiał się i puścił mi nową piosenkę. Jednak nie przypadła mi do gustu. Mieliśmy nieco inne poglądy muzyczne.
- Szybko zleciało, czuje jakbyśmy wczoraj wyjeżdżali. – Odpowiedziałam zamyślona.
- Codziennie koncerty, a w niedziele wolne. Całą niedziele wolnego, tylko dla nas.
- No właśnie co zrobimy z niedzielą? – Nasza ,,szalona dziewczyna’’ odwróciła się do nas.
- Odpoczywamy! Zdecydowanie odpoczywamy. – Patie wyłożyła się na fotelu.
Byliśmy w tourbusie więc to wyglądało trochę inaczej. Mieliśmy większą swobodę i mogliśmy robić co nam się tylko podoba, no może prawie. Autokar był przeznaczony bardziej dla mnie, jednak ja nie chciałam siedzieć cały czas sama. Po to miałam ich wszystkich, aby się nie nudzić. Większość zespołów ma rację, raźniej jest w grupie niż wokaliście. Tylko że ja, jako ,,solowa osoba’’ mam jeszcze tych moich pomocników. Nie wiem co bym zrobiła bez nich. Przeszłam do swojego małego pomieszczenia, gdzie spałam i wybrałam numer do chłopaka. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci… i nic. Spróbowałam jeszcze dwa razy, ale nie odbierał. Na pewno nie spał, przecież mieli środek dnia. To było dość podejrzane, jak na niego. Po kilku minutach dostałam smsa, od Sof.
Dosłownie przed chwilą przyszli tu jacyś kolesie. Szukali Mika. / Nie mogę odebrać.
Czego chcieli?
– Odpisałam jej po chwili.
Nie wiem, nie chcieli powiedzieć. Boję się o niego.
Myślisz że im podpadł?
– Moje ręce się telepały, nie wiedziałam dlaczego.
Pewnie tak, rodzice już wszystko wiedzą.
Lepiej niech się znajdzie i wszystko wyjaśni.
– Odpisałam przyjaciółce i więcej nie dostałam żadnych smsów. Zastanawiałam się dlaczego wszyscy musimy mieć aż tyle problemów. Przecież to nie sprawiedliwe. Innym się powodzi, a tutaj wszyscy mają jakieś kłopoty.
                                                                                ****
- Dojechaliśmy, tak właśnie dojechaliśmy! – Ktoś śpiewał w drugim pomieszczeniu, nie dość że całą noc się wydzierali to jeszcze teraz. Wyszłam z ciepłego łóżka i założyłam na siebie mój ukochany sweterek. Ostrożnie wychyliłam głowę za drzwi i spojrzałam co się dzieje. Ku mojemu zdziwieniu na kanapie siedział tylko Will, ubrany i śmiejący się sam do siebie.
- Gdzie reszta? – Spytałam z zachrypniętym głosem.
- Poszli już do hotelu, a właśnie. Mam dla ciebie zasadnicze pytanie, przez te kolejny dni śpisz tutaj czy razem z dziewczynami?
- Muszę odpowiadać teraz?
- Nie. – Zaśmiał się i wyszedł.
- To było dziwne. – Mruknęłam pod nosem i poszłam się wyszykować. Nałożyłam szorty i koszule, normalne zwykłe ubranie. Niczym się nie wyróżniające. Kiedy byłam już gotowa chciałam sobie coś zjeść, ale nie oczywiście nic dla mnie nie zostawili. Charlie i Boby pewnie dawno byli już na miejscu w końcu przylecieli sobie samolotem, następnym razem wezmę z nich przykład i zrobię to samo. Na nos nasunęłam czarne okulary i wyszłam z busa. Od razu przy mnie znalazła się ochrona.
- Do hotelu na śniadanie. – Szepnęłam jednemu, na co kiwną głową. Na zewnątrz wszędzie pchały się fanki, piszczały i robiły zdjęcia. Co raz trudniej było mi się do tego przyzwyczaić, teraz praktycznie nie mogłam zrobić nic samej. Cały czas ktoś za mną chodził i obserwował każdy mój krok.
                                                                                    ****
Był piątek, na całe szczęście nie trzynastego. Razem z Charliem siedzieliśmy w jego pokoju hotelowym i graliśmy sobie na gitarach. Tak jakby nigdy nic, ale to było dość podejrzane. Dziewczyna ma chłopaka i siedzi z innym w pokoju hotelowym. O tak, to było coś. Po prostu informacja na pierwszą stronę gazet.
- Dobra koniec już tych całych ćwiczeń, palce mnie już bolą. – Odłożyłam instrument na podłogę i rozłożyłam się na łóżko. Miękkie i pachnące, mogłabym tak leżeć całymi dniami.
- Jesteś głodna? – Spytał po chwili ciszy.         

- No w sumie możemy coś zamówić.
- To w takim razie dzwonie, ale wiedz że ja wybieram. – Zaśmiał się.
Z nim bawiłam się chyba najlepiej. Dogadywaliśmy się jak mało kto, inni mieli swoje poglądy życiowe. Dzisiaj z moim nowym przyjacielem idziemy do klubu, mam nadzieję że nie będę tak zmęczona aby mu odmówić i wystawić do wiatru.
- Dobra moja kolej. – Charlie wziął kulkę winogronu i rzucił ją w górę, potem dziwnym trafem wpadła mu do buzi. Ja nie miałam takie cela i moje winogrona cały czas lądowały na podłodze.
- I tak nie umiesz. – Śmiał się ze mnie.
- Przestań. – Roześmiana walnęłam go poduszką. Ten udał obrażonego i udawał że go to boli. – Oh przepraszam. – Cały czas się śmiałam.
- Mamy pięć minut, aby zjawić się na dole. – Całkiem poważny złapał za jakieś przedmioty i schował do swojej kieszeni. – Jak chcesz mnie przeprosić to mnie złap.
Zaczął uciekać jak małe dziecko, a ja za nim. Biegaliśmy po korytarzu, a potem po schodach. Całe szczęście że miałam trampki, a nie szpilki. Jednak na drugim piętrze poddałam się i zrezygnowana oparłam się o ścianę.
- Co jest? Serio? – Spytał zdyszany.
- Noga, boli. – Lekko masowałam kostkę, wiedziałam że przyjdzie i w ten sposób nie będę zmuszona za nim latać.
- Pokaż. – Kucnął przy mnie i kiedy miał moją kostkę w ręku, rzuciłam się na niego. Leżał na podłodze zdziwiony, a ja jak nigdy siedziałam i się śmiałam.
- Złapałam cię, więc rozumiem że przeprosiny przyjęte.
- Ej, tak nie ma. – Zaśmiał się. – Ale dobra niech ci będzie, a teraz możesz już ze mnie zejść? Ciężka jesteś.
Zanim to zrobiłam usłyszeliśmy dźwięk fleszu, Charlie szybko mnie odepchnął i pobiegł w przeciwną stronę. Niestety po chwili przybiegł z dziwnym wyrazem twarzy.
- Nie ma tego kogoś, nie wiem gdzie poszedł.
- Trudno, a teraz chodź. – Złapałam go za rękę i oboje poszliśmy do windy.
                                                                        ****
Kolejne wspaniałe miejsce, było tu niesamowicie. Znowu byliśmy tylko we dwójkę i od razu podeszliśmy do baru. Na rozgrzewkę wypiliśmy po dwa drinki, jednak nie było to takie sączenie ich jak z dziewczynami. Raz dwa i nie było. Z kilkoma osobami zrobiliśmy sobie zdjęcia i bawiliśmy się dalej. Kilka razy zatańczyliśmy i dalej siedzieliśmy przy barze ,,sącząc’’ drinki.
- Patrz jaka ładna. – Wskazałam na dziewczynę, która stała przy ścianie.
- No i? – Zaśmiał się.
- Zagadaj do niej, widać że podobasz się jej.
- E tam, wolę posiedzieć z tobą. – Przechylił zawartość kieliszka, który po chwili został napełniony przez barmana.
- Zakład że jej nie poderwiesz? – Wyciągnęłam rękę.
- Poderwę, a jak wygram to całe trzy dni spędzasz ze mną.
- Umowa stoi. – Zaśmiałam się, bo to nie była żadna kara. Uwielbiałam jego towarzystwo.
Oczywiście chłopak wygrał, a nawet dziewczyna dała mu swój numer. Nie byłam zaskoczona, w końcu jest przystojny. Dziewczyny na niego lecą, nie ma co.  
                                                                        ****
- Chce ją znaleźć, nie wiem co się z nią dzieje. Po prostu zapadła się pod ziemię.
- Naprawdę się nie odzywa? A jej rodzice? Co mówią?
Siedziałam z Oliverem i zastanawialiśmy co zrobić z Emily. Chłopak był zdenerwowany i smutny, jednak próbował to ukryć. Rozmawialiśmy już jakieś dwadzieścia minut, kiedy wszedł do mojego pokoju nie poznałam go. Jeszcze jak byłam w Londynie nie widywaliśmy się za często i to było przyczyną.
- Nic nie wiedzą, zresztą ich też nie ma. Ledwo co ich złapałem, wyjeżdżali gdzieś.
- To jest nie do pomyślenia żeby znikła. Przecież ma ciebie, ma nas.
- Nie wiem, to jest zbyt podejrzane.
- Ile tu zostajesz? – Zmieniłam temat.
- Prawdopodobnie kilka dni.
- Tak w ogóle to mam coś dla ciebie. – Ze swojego plecaka wyciągnął kopertę. Nie powiedział od kogo i kazał otworzyć mi ją na osobności. Nawet mnie do niej nie korciło, co było dziwne.

Kolejny będzie na pewno w tym tygodniu ^^

sobota, 7 grudnia 2013

Opowiadanie ,,Vicky Cook'' Rozdział 77




                                   ,,Vicky Cook”
Rozdział   77
                                                                             ****
Te kilka dni zleciało strasznie szybko, mieliśmy już za sobą ostatni koncert w Los Angeles. Teraz siedziałam w hotelowym spa w San Francisco. Strefa czasowa się nie zmieniła, co było wielkim plusem. Dalej nie mogłam się przyzwyczaić, że w Londynie panuje całkiem inny tryb życia. Na swojej twarzy poczułam nagłe ciepło, co oznaczało że kosmetyczka nałożyła mi jakąś maź. Dzisiaj koncert miał się odbyć po osiemnastej. Mój cały stres odpływał, a to dzięki temu miejscu. Co najlepsze taki wypad zaproponował mi Will.
- Trzynasty, to pechowy dzień dla ciebie szczególnie. – Mój kolega czytał jakiś magazyn, bla bla i bla. Nie słuchałam go w ogóle, bo po co. Nie mogłam się doczekać dzisiejszego koncertu, każdy kto miał się tam zjawić miał założyć coś zielonego. Ciekawa byłam czy to zrobią.
                                                                             ****
- Masz pięć minut, szybciej! – Patie cały czas mnie poganiała, nie dziwiłam się jej. W końcu za chwilę miałam wyjść na scenę, a nie byłam gotowa.
- Te świecące buty są w tej drugiej walizce. – Siedziałam zdenerwowana na fotelu i cały czas spoglądałam na telefon. Minuta po minucie leciała w mgnieniu oka, a strasznie nie chciałam się spóźnić.
- Już czas. – do pokoju wszedł Mark, mój ochroniarz. – Wszyscy już czekają. Gotowa?
- Dwie minuty. Tylko dwie. – Styliska zasunęła sukienkę i poprawiła tuszem rzęsy. Buty zabrałam w rękę i pobiegłam za ochroną.
- W lewo. – Usłyszałam głos mężczyzny i o mało co się nie wywaliłam w tych rajstopach. Przed samą sceną założyłam moje cekinowe botki i kiedy dostałam mikrofon ujrzałam tłumy ludzi. Na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech.
- Wybaczcie za to spóźnienie, Will to przez ciebie. – Zaśmiałam się i wskazałam na perkusistę. Dziwne  było to, że on był na czas. Ale może dlatego że to był chłopak i ubierał się o wiele szybciej. Jako pierwszą zaśpiewałam moją ulubioną piosenkę z płyty, a potem już samo poszło. Oczywiście wszyscy mieli na sobie coś zielonego, ten fakt mnie ucieszył.
                                                                          ****
Było po dwunastej, padłam na swoje łóżko i zaczęłam coś nucić pod nosem. Nie byłam zmęczona, wręcz przeciwnie. Miałam ochotę wyjść do klubu, w końcu do ranka było jeszcze kilka godzin. Poprawiłam fryzurę, popsikałam się perfumami i wyszłam na korytarz. Zapukałam do pierwszego lepszego pokoju, ale para gołąbków już prawie spała. Patie i Will też nie mieli ochoty na wyjście. Został mi tylko Charlie, trzymałam kciuki aby chociaż on ze mną wyszedł. Zapukałam do środka i usłyszałam głos, co oznaczało że mogłam wejść. 
- Coś się stało? – Chłopak był troszeczkę zdziwiony moją wizytą.
- Nie, tylko przyszłam się o coś spytać.
- A więc słucham.
- Chcesz może gdzieś wyjść? Nikt nie ma ochoty, a sama nie pójdę.
- Jasne, na mnie zawsze możesz liczyć. Tylko pod jednym warunkiem. – Zaśmiał się. – Ja wybieram klub i chociaż dwa razy ze mną zatańczysz.            
- Nie ma sprawy. – Uśmiechnęłam się.   
Klub był niesamowity, nie wiedziałam skąd chłopak znał to miejsce. Ale na pewno nie wyszukał od tak w internecie. Dosiedliśmy się do jakichś ludzi, blondynka razy dwa i dwóch umięśnionych chłopaków. Nie byli jednak tacy napakowani jak ci siłacze. Tylko po prostu idealni, jak na mój gust oczywiście. Jedna z dziewczyn była dla mnie za bardzo lalusiowata, a druga cały czas się śmiała. Dziewczyny jak się okazało są moimi ,,fankami’’. Sweet zdjęcie musiało być, wszyscy zrobiliśmy dziwne miny i tak oto mogłam się pochwalić na twitterze co w tej chwili robię. Kilka drinków było już za nami, impreza coraz bardziej nabierała tempa. W głębi duszy cieszyłam się że tu przyszłam, nie ma to jak zrobić coś spontanicznie.
- Idziemy tańczyć. – Charlie złapał mnie za rękę i poszliśmy na parkiet. Było tu mnóstwo ludzi, pełny ścisk. Jednak lepiej tak, niż aby klub świecił pustakami. Moje ręce znowu wylądowały na jego szyi i kołysaliśmy się w rytm muzyki. Kiedy minęły już dwie piosenki zauważyłam kogoś kto stoi w rogu sali i robi zdjęcia. Szybko schowałam swoją w twarz w tors chłopka.
- Po prawej. – Szepnęłam.
- To co robimy?
- Nie wiem, ale lepiej się z tond wynośmy.
- Wychodzimy tylnym wyjściem.
 Ostrożnie zeszliśmy z parkietu i wyszliśmy na zewnątrz. Niestety nie mogliśmy się pożegnać z naszymi nowymi kumplami więc pozostała nam tylko nadzieja że kiedyś się spotkamy. Szliśmy między budynkami i rozmawialiśmy o wszystkim. Przechodziliśmy obok kręgielni i nagle naszła mnie ochota aby zagrać w kręgle.
- Chodź, będzie super. – Weszliśmy do środka i wypożyczyliśmy buty. Graliśmy już jakieś dwadzieścia minut, a kręgielnia była pusta. – Już wiem czemu nie chciałeś tu wchodzić. – Zaśmiałam się.
- To nie moja wina że nie umiem grać. – Chłopak usiadł na kanapie i napił się wódki.
- Nauczę cię. Jeszcze będziesz mistrzem.
- Lepszy od ciebie? Nie to nie możliwe. – Oboje buchnęliśmy śmiechem, ten chłopak miał coś w sobie. Potrafił mnie rozśmieszyć do łez, a tak naprawdę nic nie mówił.    
                                                                         ****
- Nieźle zabalowaliście, jesteście wręcz nieprzytomni. – Will zaczął się z nas śmiać, faktycznie nie wyglądaliśmy najlepiej ale bez przesady.
- Daj im spokój, ale faktycznie nie wiem jak dzisiaj wytrzymacie te hałasy.
No tak, to przecież było takie zabawne, naśmiewać się z nas. Nie miałam do tego głowy, bardziej mnie martwił ten człowiek, który stał w klubie.
- Możemy pogadać? – Patie wyglądała na smutną, kiwnęłam głową i razem wyszłyśmy do drugiego pustego pokoju.
- Co się stało?
- Wiem że nie masz do tego teraz głowy, ale mam pewien problem. A nie wiem z kim mogę o tym pogadać.
- Pamiętasz, że zawsze możesz na mnie liczyć co nie?
- Tak, ale w końcu jesteś prawie nieprzytomna. – Uśmiechnęła się, a ja potrząsnęłam głową.
- Już, a teraz gadaj.

I oto jest :D
Kolejny za 8 komentarzy ^^

czwartek, 5 grudnia 2013

Opowiadanie ,,Vicky Cook'' Rozdział 76


                          ,,Vicky Cook”
Rozdział   76

                                                                             ****
Ostatnie poprawki, lakier i perfumy. O dziwo ręce mi się nie telepały, a serce nie biło jak oszalałe. Miałam na sobie czarną sukienkę, z cekinami. Na wierzchu skórzaną kurtkę, a na nogach cudowne botki z ćwiekami. Zrzuciłam szlafrok i całej okazałości mogłam wyjść na scenę, platforma się uniosła i stałam tam. Przed milionami ludźmi, to było coś niesamowitego. Wszystko wyglądało przepięknie. Muzyka zaczęła grać, a ja otworzyłam usta i zaczęłam śpiewać. Dwie godziny potem, ze sceny zeszłam w szpilkach. Na koniec wszystkiego wygłosiłam krótkie przemówienie i dodałam tweeta. 

- No, to było coś. – Demi pisnęła z radości i przybiła piętkę z Bobym. Chłopak dzisiaj wyglądał sto razy lepiej, a w dodatku z głowy zniknęły mu niebieskie włosy. Tym razem była to czerń, która bardzo do niego pasowała.
- Za trzy godziny, widzimy się w recepcji i nie ma nie. – Patie spojrzała na wszystkich z dziwnym wyrazem twarzy. Oczywiście mieliśmy iść świętować. Nawet ja miałam na to ochotę, prawie cały dzień każdy nas spędził na spaniu. Więc teraz można imprezować. Jednak zanim udaliśmy się do samochodów, musiałam zrobić kilka zdjęć z fanami, co trwało ponad godzinę. Narzuciłam na siebie granatową bluzę i wyszłam w towarzystwie dwóch panów ochroniarzy.
                                                                              ****
Księżyc świecił pięknie, jednak za bardzo nie mogłam go dostrzec. Budynki w Los Angeles były duże i zasłaniały niebo. Jednak to było chyba najmniejsze moje zmartwienie. Klub ani trochę nie różnił się od naszych w Londynie, pełno ludzi zapach papierosów i alkoholu. Tutaj może troszkę było więcej piszczących ludzi, ale nic po za tym.
- Na lewo. – Ktoś szepnął mi do ucha, a ja się posłuchałam i skręciłam.
Ludzie dziwnie się na mnie przyglądali, tak jakby zmieniła się w potwora. To było dość nieprzyjemne. Usiadłam na wyznaczonym miejscu i usłyszałam charakterystyczny śmiech. Will śmiał się i nie mógł złapać oddechu.
- Co cię tak bawi? – Spytałam z ciekawości.
- To napływ szczęścia. – Demi usiadła naprzeciwko mnie i szperała w swojej malutkiej torebce. Z uśmiechem na ustach wyjęła paczkę cienkich marlboro. Serce leciutko mi zadzwoniło, dawno nie paliłam. Byłam ciekawa czy dalej smakują tak samo. – Będzie wam przeszkadzało jeśli zapalę?
- Nie. – Kiwnęłam głową i złapałam za jednego z drinków.
- Drinki? Serio? – Charlie stał nad nami i udawał oburzonego, albo taki był. – One są dla mięczaków, czysta wódka jest najlepsza. Próbowałam jemu uwierzyć, jednak po wypiciu dwóch kieliszków miałam już dość. Więc zostałam przy swoich drinkach, zresztą to dzięki nim nie pamiętałam reszty moich wypadów. Patie dotrzymywała towarzystwa naszemu przystojniakowi i razem z nim sączyli, a raczej pochłaniali białą substancje. Z nimi bawiłam się doskonale i cieszyłam się że właśnie to oni dotrzymają mi towarzystwa na te wszystkie miesiące.
- Zatańczymy? – Po dwunastej w nocy, po raz pierwszej poszłam na parkiet. Chętnym do tańca okazał się Charlie. Staliśmy na środku Sali i akurat musieli włączyć wolny kawałek, ale to może i lepiej przynajmniej na chwilę zrobi się cicho. Złapał mnie w talii, a ja jego objęłam za szyję. Kołysaliśmy się w rytm muzyki, gdyby Matt to zobaczył był by cholernie zazdrosny. Przez te kilkanaście godzin myślałam o nim tylko w samolocie, co było trochę dziwne.
- Bardzo się cieszę, że będziemy razem pracować. – Chłopak szepnął mi na ucho.
- Ja również. – Zaśmiałam się.
- Powiedz mi jak ty to robisz?
- Nie rozumiem.
- Przez cały wieczór nie mogę przestać na ciebie patrzeć. – Zarumieniłam się i lekko uśmiechnęłam. Nie powiem to był bardzo miły komplement. Nie spodziewałam się tego.
- Dziękuje, jesteś bardzo miłym… - Nie wiedziałam jego słowa użyć, po prostu się zaplątałam.
- Znajomym ,kolegą, przyjacielem. Nie no ostatnie to nie. Muszę sobie na to zasłużyć. – Zaśmiał się.
- Myślę że jesteś na dobrej drodze.
                                                                              ****
- Wiem, że jest dopiero dziesiąta, a wróciliście o szóstej. Jednak musicie się przestawić na ten czas. Za dwadzieścia minut widzę was na śniadaniu.
- To był głos Robyna? – Spytałam się osoby, która leży obok mnie.
- Chyba, chyba Robyn. Nie mam siły, głowa mi pęka.
- To po co piłaś razem z Charlim? – Mój głos był zachrypnięty i z trudnością wypowiadałam słowa. To było strasznie ciężkie, tak jakby miała się dopiero nauczyć mówić.
- Nie wiedziałam, że z niego taka mocna głowa.
- Następnym razem będziemy uważać. – Delikatnie odchyliłam pościel i wstałam na równe nogi. W głowie mi szumiało, jednak pamiętałam wszystko. Skierowałam się do łazienki, gdzie chciałam ogarnąć swój stan. Odkręciłam korek z ciepłą wodą i weszłam pod prysznic. Woda ściekała po moim ciele, jednak ja dalej czułam ból w nogach. Piętnaście minut później siedziałam obok Demi i objadałam się kanapkami. Nie odczuwałam braku snu, co dobrze wróżyło na kolejne kilka godzin.
- Dobra śliczne, za dziesięć minut jedziemy.
- Gdzie?
- Na próbę, musimy coś tam dopracować. Bardziej ty Vicky musisz.
Niechętnie zostawiłam jedzenie i pobiegłam na górę, musiałam zabrać ze sobą telefon i powiadomić Patie, która na pewno jeszcze spała.  Nie myliłam się, tylko że tym razem spała na innym boku.
- Wstawaj, za dziesięć minut jedziemy.
- Gdzie? – Blondynka usiadła i bacznie mi się przyglądała.
- Na próbę, chyba.
- Ale ja nie gram na żadnym instrumencie, ani nie zaśpiewam. – Zaśmiała się. – No chyba że mam ci zrobić makijaż albo włosy.
- Tego nie wiem, nie do mnie te pytania.
Patrzyłam jak styliska niechętnie idzie do siebie, a ja ruszyłam się w stronę windy. Na korytarzy widniały pustki, oczywiście byłam ja i mój towarzysz – ochroniarz. Nagle w moich rękach coś zaczęło wibrować. Odebrałam połączenie od nieznanego numeru i czekałam aż ktoś się odezwie.
- Śpisz jeszcze? – W słuchawce usłyszałam głos mojego chłopaka, na samą myśl o nim na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Nie. – Zaśmiałam się. – To raczej ja powinnam się o to spytać, czemu nie jesteś w łóżku?
- Dlaczego myślisz że nie jestem? – Zaśmiał się.
- Jest druga w nocy skarbie. Powinieneś spać. – Próbowałam mówić poważnie, jednak nie byłam pewna czy mi to wychodzi.
- Siedziałem z Tonym i Eleną. Potem chwilę poczekałem i oto się odzywam.
- Byliśmy w klubie…- Nagle połączenie się urwało i nawet wiedziałam czemu. Winda.
                                                                               ****
- To w co teraz gramy?
- Mario oczywiście.
- No już…grałaś w to przed chwilą.
- Oj no weź proszę.
- Nie ma mowy, jak nie chcesz tu siedzieć to idź przećwicz coś.
Wsłuchiwałam się w bezsensowną rozmowę między Willem a Demi. Oni się wydzierali, a ja próbowałam ustawić równo lakiery do paznokci, których było chyba ze sto. Do koncertu było cztery godziny, całkiem sporo, jednak nie dla nas. Zostawiłam ich samych i wyszłam z pomieszczenia. Chciałam trochę pozwiedzać i miałam to zamiar zrobić sama. W rogu innego pokoju zauważyłam rolki, pisnęłam z radości i weszłam do środka.
- Jest tutaj ktoś? – Spytałam najwidoczniej sama do siebie. Pomieszczenie było puste, oprócz ubrań i kilku par butów. A rolki stały same i były takie samotne. – Pożyczę je sobie dobrze? – Spytałam cicho, niby nikogo nie było ale zapytać zawsze trzeba. Zdjęłam swoje baleriny i włożyłam w nogę buty na kółkach. Pasowały idealnie, tak jakby ktoś wiedział że zechce je założyć. Kiedy miałam już dwie pary na nogach wstałam z krzesła i ruszyłam dalej korytarzem. Poruszanie się było o wiele łatwiejsze, niż normalnie na piechotę. Mijałam kolejno jakieś pokoje, które były zamknięte albo puste. Skręciłam w lewo potem w prawo i znowu w lewo i w końcu się zgubiłam. Nie wiedziałam gdzie jestem. Naprzeciwko mnie widniał duży napis na drzwiach ,,Nie wchodzić’’. Nie rozumiałam po co oni to piszą, przecież zawsze każdy to ignoruje i tam wejdzie. Zresztą ja byłam tak jakby pojazdem, co mnie nie dotyczyło. Nacisnęłam na klamkę i moim oczom ukazało się wielkie pomieszczenie…nic nowego bo już w nim byłam. Po prawej stronie było jedzenie, po drugiej stronie stał sprzęt. A dookoła krzyki i wiele ciągnących się rozmów. Wiadomo było gdzie wszyscy uciekli. Podjechałam do miejsca z napojami i zabrałam puszkę pepsi. Jechałam dalej, a ludzie nawet nie zwrócili na mnie uwagi. To było dość zabawne, czułam się jak jakiś duszek.
- Skąd ty masz te rolki? – Robyn wyglądał na zaskoczonego, a w ręku trzymał jakieś papiery.
- No jakoś tak…były tam…no i sobie pożyczyłam. Ale spokojnie trochę pojeżdżę i oddam, w końcu na wymianę zostawiłam swoje buty.
- Możesz je sobie brać, tylko nie wiedziałem że tak szybko je znajdziesz. – Zaśmiał się.
- To w takim razie pojeżdżę dłużej.
- Dobrze, tylko tak żeby zdążyć na scenę.
Kiwnęłam głową i pojechałam dalej, trochę się zawiodłam że nie odkryłam tajnego przejścia, albo nawet Narni. To by było coś.

Kolejny :)
Następny za 6 komentarzy, miło jest poczytać :D


poniedziałek, 2 grudnia 2013

Opowiadanie ,,Vicky Cook'' Rozdział 75


                                 ,,Vicky Cook”
Rozdział   75

                                                                             ****
- No więc?
- Co no więc?
Siedzieliśmy razem w salonie, wtuleni w siebie i popijaliśmy gorącą herbatkę. Tak jak stare dobre małżeństwo, a może nie. Sama już nie wiem jak tacy ludzie się zachowują.
- Nieważne. - Zaśmiał się. - Spakowałaś się już?
- Nie, nie mam na to siły. Jakoś nie mogę się do tego zabrać.
- Może ci pomogę?
- Chcesz mnie się pozbyć? - Zachichotałam.
- No jasne, w końcu będę imprezował jak cię nie będzie i sprowadzał jakieś panienki.
- Powodzenia. - Wstałam i złapałam za mój telefon. Wybrałam numer do Sophie i napisałam sms aby przyszła. Tylko ona mogła mi doradzić co mam ze sobą wziąć. No i jeszcze Patie, jednak jej nie chciałam zawracać głowy. Było po dziesiątej, za osiem godzin mieliśmy wylecieć.
W garderobie rozłożyłam trzy walizki, dwie czarne i jedną granatową. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i kompletnie nie wiedziałam co włożyć.
                                                                            ****
- To proste, wystarczy ci ta para butów, a tej nie musisz brać. – Sophie sterczała nad mną, a w ręku trzymała piękne srebrne sandałki i drugie z ozdóbkami. Jednak miałam wziąć tylko jedne, na więcej miejsca nie starczyło.
- Nie, to bardzo trudne. Nie wiem, które zechce założyć.
- Oj no weź, no proszę. Sterczymy tu już dobre dwie godziny, opanuj się kotku.
- Dobrze skarbie. – Wzięłam z pułki jeszcze inne buty i wepchałam je w wolne miejsce po czym z trudem domknęłam ostatnią walizkę. – Zadowolona?
- Brawo, brawo Vicky. – Zaśmiała się.
- Co teraz?
- Nie wiem, a co chcesz robić ze mną? – Wyszczerzyła się i podkreśliła ostatnie słowo. Nic nie odpowiedziałam, tylko lekko zachichotałam i złapałam za walizki, aby znieść je na dół. Wiedziałam co ma na myśli, jednak nie przyznawałam się do tego.
- No to, ten tego. – Zaczęła się specjalnie jąkać i uśmiechać. – Ja będę lecieć, pamiętaj tam o mnie.
- Nie śmiałabym zapomnieć.
- No i tak ma być. – Przytuliła mnie i szepnęła coś do ucha. Jednak nie dosłyszałam dobrze. – Będę tęsknić, trzymaj się i pisz, koniecznie.
- Też będę tęsknić. – Jeszcze raz zatopiłyśmy się w ,,siostrzanym’’ uścisku i wyszła.
- Jeszcze ja. – Usłyszałam głos za plecami.
- Z tobą pożegnam się inaczej. – Podeszłam bliżej i objęłam chłopaka. – Co zjemy?
- Ej, ej ej. – Zaśmiał się. – Myślałem o innym pożegnaniu.             

Oderwałam się od uścisku i stanęłam naprzeciwko bruneta. Lekko cmoknęłam go w usta i zaczęłam jeździć rękoma pod jego koszulą. Teraz inicjatywę przejął on, nachylił się nade mną i zaczął namiętnie całować. Moje ,,rączki’’ znalazły się na jego karku, a nogi objęły go w pasie. Staliśmy oparci o ścianę i coraz bardziej wczuwaliśmy się w daną sytuacje.
- Na górę?
Nic nie odpowiedziałam, kiwnęłam tylko głową i w kilka chwil leżeliśmy na łóżku.
                                                                               ****
- No pięknie. – Zerwałam się raptownie i owinięta w jakiś koc pobiegłam do łazienki. Tam ubrałam się w czarne leginsy i bluzę. Włosy byle jak związałam gumką i zbiegłam na dół.
- Matt! – Krzyknęłam.
- Już, spokojnie.
- Jak spokojnie?! Mamy tylko pół godziny, jak przebijemy się przez pół miasta?
- Wyprowadź samochód, ja wezmę walizki i wszystko pozamykam.
Zrobiłam co kazał, oczywiście po ,,udanych chwilach’’ w sypialni musieliśmy zasnąć i zaspaliśmy. Bałam się cholernie, że się spóźnimy, a wtedy Robyn urwałby mi głowę. Chciałam tam jechać i to strasznie, ale jednak będę tęskniła za nimi wszystkimi. Takie były minusy i plusy. Ciekawa byłam tej wielkiej widowni, to pewnie będzie niesamowite i warte zapamiętania.
- Masz jeszcze dziesięć minut. Zdążymy, na bank. – Wysiedliśmy z samochodu i czym prędzej ruszyliśmy do odprawy. Nikogo tam już nie było, na całe szczęście. Oddałam swój bilet, ślicznej pracownicy lotniska i już miałam wchodzić do ,,rękawa’’.
- To jak, na tym etapie się żegnamy? – Matt zbliżył się do mnie.
- Chyba tak. – Spuściłam głowę. – Nie zapomnisz o mnie przez ten czas?
- Nawet tak nie mów. – Przytuliłam się do niego i ostatni raz poczułam te wspaniałe perfumy. Kiedy się oderwaliśmy nasze usta się połączyły i zaczęliśmy się całować. Nie tak namiętnie, tylko tak po prostu, na pożegnanie.
- Muszę już iść, zaraz z powolnie cały lot. – Odeszłam od niego i pomachałam, pani z biletami tylko się uśmiechała.
- Kocham Cię. – Usłyszałam dwa najpiękniejsze słowa i ruszyłam przed siebie.
                                                                             ****
Lot był ciężki i długi. Dużo spałam jednak od siedzenia kręgosłup coraz bardziej mnie bolał. Na całe szczęście, obok na fotelu siedziała moja stylistka. Dużo się nasłuchałam w co będę ubrana na najbliższy czas i pokazała mi kilka świetnych projektów, oczywiście swoich. Oczywiście nie obyło się też bez gadaniny na temat chłopaków.
- Poszliśmy na kolacje i tyle. – Opowiadała, a w jej głosie słyszałam smutek.
- Jestem na sto procent pewna, że kiedyś będziecie razem.
- Może dla niego jestem tylko zwykłą przyjaciółką?
- Na pewno nie, on coś do ciebie czuje widzę to.
                                                                                       ****
Strefa czasowa się zmieniła, aktualnie mieliśmy dwudziestą, a w Londynie była czwarta nad ranem. Osiem godzin różnicy całkowicie komplikowało sprawę z komunikowaniem się. Jednak wiedziałam, że o której bym nie zadzwoniła Sof czy Matt by odebrali. Na zewnątrz podpisałam kilka autografów i wszyscy wsiedliśmy do taksówki. Przez cały tydzień mieliśmy mieszkać w hotelu ,, Hilton Checker’’.  Przy recepcji prawie każdy z nas dostał osobny pokój, mam na myśli stylistkę oraz cały towarzyszący mi zespół. Kiedy weszłam do swojego pomieszczenia, byłam zachwycona. Powiedziałabym, że był to apartament, a nie pokój hotelowy. Wielkie łoże, w białej pościeli, naprzeciwko stał telewizor. A po lewej stronie była raczej łazienka. Po otworzeniu drzwi przeżyłam kolejny zachwyt, piękna marmurowa w ciemnych kolorach. IDEALNA.
- Jejkuś. – Pisnęłam i wyszłam z powrotem do sypialni. Obok łóżka było jeszcze jedno pomieszczenie, oddzielone zasłonkami. Było tam solidne dębowe biurko, czarny fotel, stolik i dwa fotele. Okna znajdowały się na całej powierzchni jednaj ściany. Widok był niesamowity, chociaż jak stanęłam blisko to byłam pewna że mam pod stopami całe Los Angeles.
- Pięknie prawda? – Patie weszła do środka i usiadła na moim łóżku.
- Cudownie. Już nie mogę doczekać się jutra.

Tyle się dzieje :D
Egzaminy już w następnym tygodniu, jejkuś. U was też?
Wybaczcie że dopiero teraz, ale nie mam po prostu czasu ;/
Wybaczycie :D?
Ps. Proszę pomóżcie, chcecie abym wprowadziła perspektywy innych bohaterów?
Pozdrawiam ;)