Prawdopodobnie czytałaś mojego wcześniejszego bloga:
Story Bel El albo Moment For Me ( mam nadzieję, że czytałaś i pamiętasz :D )
Jeśli chcesz wpadnij na nowe opowiadanie mojego autorstwa:
BLOG
BLOG
BLOG
BLOG
"
Dziewczyna z krytyczną przeszłością, którą nękają koszmary. Pewnego
dnia poznaje chłopaka na którego wcześniej nie zwracała uwagi.
On - cichy i spokojny.
Ona - całkowite jego przeciwieństwo.
Oboje skrywają tajemnicę, które z czasem wyjdą na jaw. Pasje i przeszłość, które zaważą nad ich losem.
Czy on pomoże jej?
Czy ona się do niego przekona?"
Będę wdzięczna, jeśli wpadniesz :D
critical-past.blogspot.com
piątek, 23 stycznia 2015
wtorek, 31 grudnia 2013
Zapraszam na nowego bloga!!!!
To już ostatni post na tym blogu ;)
Na nowym, dodajcie się do obserwatorów (jak chcecie i możecie) i mam nadzieje że będziecie go czytać xd
Rozdział 1 pojawi się w Nowy Rok gdzieś 14-15 :)
nowy blog
nowy blog
nowy blog
Może warto napisać o czym będzie :D
Więc, główna bohaterka ma na imię Charlotte. Wraz z mamą przeprowadza się do Londynu, jest nowa w szkole i czy znajdzie przyjaciół? A może będzie miała jakiś wrogów? Czy pozna swoją miłość? I jak bardzo się zmieni? Wszystkiego dowiecie się na: http://moment-for-me-charlotte.blogspot.com/
ZAPRASZAM :D
Na nowym, dodajcie się do obserwatorów (jak chcecie i możecie) i mam nadzieje że będziecie go czytać xd
Rozdział 1 pojawi się w Nowy Rok gdzieś 14-15 :)
nowy blog
nowy blog
nowy blog
Może warto napisać o czym będzie :D
Więc, główna bohaterka ma na imię Charlotte. Wraz z mamą przeprowadza się do Londynu, jest nowa w szkole i czy znajdzie przyjaciół? A może będzie miała jakiś wrogów? Czy pozna swoją miłość? I jak bardzo się zmieni? Wszystkiego dowiecie się na: http://moment-for-me-charlotte.blogspot.com/
ZAPRASZAM :D
sobota, 28 grudnia 2013
Opowiadanie ,,Vicky Cook'' Rozdział 82 OSTATNI
Człowiek szuka miłości, bo w głębi serca wie, że tylko miłość może uczynić go szczęśliwym. |
,,Vicky
Cook”
Rozdział 82 Ostatni
****
Te emocje, było zawsze ze mną. Te łzy i jedno wielkie wzruszenie. Tego dnia było silniejsze. Wielki stadion i miliony fanów. Ledwo przełknęłam ślinę, serce waliło jak oszalałe. Jednak nie za strachu, tylko ze szczęścia. Może było wiele niezbyt ciekawych chwil, ale teraz kiedy patrzyłam na to z innej perspektywy moje życie było wspaniałe. Miałam wspaniałą prace, która kochałam. Rodzinę i przyjaciół którzy są ze mną. Co najważniejsze, chłopaka. Moja miłość i szczęście.
Było już po trasie, wszystko się skończyło. Jednak to tylko mała przerwa. Potem wywiady, a może w przyszłości nowa płyta. Kto wie, co będzie dalej. Jak na razie stałam przed lustrem i szykowałam się na wesele mojego przyszywanego braciszka. Ślub mojej mamy już się odbył, trochę się na niego spóźniłam ale ważne że dotarłam.
- Gotowa? – Matt był ubrany w garnitur. Prezentował się świetnie, jak zawsze.
- Jasne, pamiętaj o prezencie.
- Zapakowany.
Do kościoła mieliśmy jakieś pół godziny drogi. Niby to mało, ale przebić się przez zatłoczone miasto to nie lada wyzwanie. Prawie wszyscy moi znajomi byli zaproszeni. Nawet Emily, która wróciła w końcu z kursu i wszystko nam wyjaśniła. Okazało się że była w ciąży, pojechała tam aby usunąć dziecko. Na miejscu zrezygnowała, ale bała się wrócić. Niestety jej ciąża była zagrożona i poroniła. Całkiem odmieniona wróciła do Londynu. Teraz jest strasznie inna, poważniejsza i może dojrzalsza. Oliver jej nie opuścił dalej są razem, a nawet planują wspólną przyszłość.
- Jesteśmy. – Brunet otworzył mi drzwi, a ja wysiadłam z czarnego Bmw.
- Piękne miejsce, chodź do Sophie.
Przyjaciółka dalej była sama, ale najwidoczniej jej tak najlepiej. Obok niej stał Mike, który ledwo uszedł z życiem. Był na odwyku, ale dalej pali. Może już nie tak ostro jak wcześniej, ale dalej. Nikt nie potrafi jemu przetłumaczyć, może kiedyś zrozumie.
Każda historia kiedyś się kończy, nawet ta wspaniała. Moje życie zdecydowanie było pokręcone, ale dzięki temu się nie nudziłam. Było wiele zaskoczeń i wątków pełnych akcji. Niektóre były do przewidzenia, a niektóre kompletnie niespodziewane.
Kiedy msza w kościele się skończyła, wszyscy pojechaliśmy na salę weselną. Była ogromna, a stołów dla gości było mnóstwo. Pierwsze danie, drugie danie. W końcu można było zatańczyć, o dziwo Matt jako pierwszy zaproponował taniec. Zgodziłam się i razem wyszliśmy na parkiet. Muzyka była wolna i można było się wtulić w drugą połówkę. Uwielbiałam takie momenty, wtedy tak jakby wszystko dookoła się zatrzymywało. Byliśmy wtedy tylko my we dwoje i my się liczyliśmy, nic innego.
- Kocham Cię. – Szepnął mi do ucha.
- Ja Ciebie też. – Uśmiechnęłam się.
Resztę wieczoru praktycznie przetańczyliśmy, Matt też się zmienił. Był bardziej opiekuńczy i czuły. Tak jakby bał się że mnie straci, korzystał z każdej chwili spędzonej ze mną. To było urocze i cholernie słodkie. Wszyscy dookoła się zmieniają, na szczęście większość na lepsze. Kiedy patrzyłam na pannę młodą nie wyobrażałam sobie siebie na jej miejscu. Jednak kiedyś możliwe że będę to ja. W białej sukni, wypowiadająca słowa przysięgi małżeńskiej. Byłam ciekawa jednego, czy Matt tez myśli poważnie o naszym związku. Czy on też chce być ze mnę na dobre i na złe. Trudno powiedzieć, ale przecież był ze mną już tyle czasu i jakby nie myślał o mnie poważnie to by już go dawno nie było. Cieszyłam się że mam dookoła siebie tylu wspaniałych ludzi, na których zawsze mogę liczyć. Co by się nie działo, oni zawsze mi pomogą. Kochałam ich za to, za to że po prostu są.
Całe towarzystwo było już nieźle wstawione, w końcu było już grubo po północy. Gości było strasznie dużo, a ja nie znałam większości. Wyszłam właśnie z toalety, kiedy wpadłam, a raczej ktoś wpadł na mnie. Mężczyzna rozerwał mi sukienkę, lecz nie zdał sobie z tego sprawy. Zaczął się śmiać, przeprosił i poszedł dalej, a ja zostałam w porwanym materiale.
- Cholera. – Przeklęłam pod nosem.
- Co się…ohh. – Sophie zaczęła się śmiać. – Na górze mam druga sukienkę, w moim pokoju.
- Dziękuje. – Uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę schodów.
Na całe szczęście na górze były wynajęte pokoje dla gości. Oczywiście ja nie pomyślałam aby wziąć uranię na zmianę i chciałam wrócić w tym w czym przyjechałam. Otworzyłam drzwi do pokoju w którym miała spać Sophie, w środku ktoś był.
- Halo, jest tu ktoś? – Zamknęłam za sobą drzwi i powoli weszłam do środka.
- Tak. – Z łazienki wyszedł Mike, miał na sobie spodnie od garnituru i rozpiętą białą koszulę. Widać było jego umięśnione ciało. Na sam widok przeszła mnie gęsia skórka. W głowie zaczęły wirować mi wspomnienia związane z chłopakiem. Tysiące pełnych ciepłych i romantycznych wspomnień. Kiedyś go Kochałam, a może to było tylko zauroczenie. Sama nie wiem, jeszcze nie rozgryzłam tej zagadki. Jednak to było coś innego porównując to co teraz czuje do Matta.
- Vicky? – Wyrwał mnie z myślenia.
- Przyszłam się przebrać, tak przebrać. – Podeszłam do szafy, gdzie wisiała czarna sukienka Sof.
- W szafie wisi jeszcze jedna. – Zaśmiał się i usiadł na fotelu. – Dawno nie byliśmy sam na sam.
- Tak, to prawda. – Złapałam za druga kreacje i ruszyłam w stronę łazienki. Czułam na sobie wzrok przyjaciela, był zabójczy. – Dalej palisz?
- Taa…Nie uwolnię się od tego Vicky. – Jego głos był przybity, smutny?
- Jeśli sobie coś postanowisz, dasz radę. Wierzę w ciebie. – Ostatnie słowa wypowiedziałam spoglądając na Mikiego, przebrana w sukienkę wyszłam z łazienki. Zbliżyłam się do blondyna i poprosiłam go o pomoc w zapięciu materiału. Zgodził się bez zastanowienia. Kiedy skończyliśmy naszą pogawędkę, weszłam do pozostałych na salę. Wszyscy goście bawili się w najlepsze, a mój chłopak chyba nawet nie zauważył że zniknęłam. Siedział przy stole i rozmawiał z panem młodym. Podeszłam do nich i usiadłam na kolana mojego ukochanego. Nie obyło się bez dwóch najważniejszych słów, które wypowiadane z jego ust brzmiały idealnie. W głębi duszy czułam że te słowa będę mogła usłyszeć od niego, kiedy stuknie mi czterdziestka. Kiedy będę pilnować swoje wnuki i kiedy będziemy tańczyć na naszym weselu. Po prostu na zawsze razem.
PS. PROSZĘ JEŚLI TO CZYTASZ ZOSTAW KOMENTARZ, CHCE WIEDZIEĆ ILE OSÓB DOTRWAŁO DO KOŃCA I PRZECZYTAJ MOJĄ NOTKE :)
PS.2. BĘDZIESZ CZYTAĆ NOWEGO BLOGA? :)
Przepraszam, ale już nie miałam pomysłów na kolejne rozdziały. Nic mi nie przychodziło do głowy. ;/
Chciałabym wam podziękować, że wytrwaliście do 82 rozdziałów :D
WOW :D
Wiem że ten ostatni rozdział też mi nie wyszedł, ale jest to mój pierwszy blog i nie umiem kończyć opowiadania. Mam nadzieje że z czasem przejdzie :)
To niesamowite, na początku kiedy zakładałam bloga nie sądziłam że będzie aż tylu czytelników. Możecie sobie teraz pomyśleć że to nie jest tak dużo, ale dla mnie jest.
Założyłam nowego bloga i będę tam pisać nowe opowiadanie.
Pomysł już mam w głowie :)
Jeśli chcecie być informowani o nowych postach na moim nowym blogu to napiszcie swojego twittera
A TO MÓJ Twitter : @Bellezzael
JESZCZE RAZ DZIĘKUJE ZA TO ŻE TO CZYTALIŚCIE <3
Rozdział 82 Ostatni
****
Te emocje, było zawsze ze mną. Te łzy i jedno wielkie wzruszenie. Tego dnia było silniejsze. Wielki stadion i miliony fanów. Ledwo przełknęłam ślinę, serce waliło jak oszalałe. Jednak nie za strachu, tylko ze szczęścia. Może było wiele niezbyt ciekawych chwil, ale teraz kiedy patrzyłam na to z innej perspektywy moje życie było wspaniałe. Miałam wspaniałą prace, która kochałam. Rodzinę i przyjaciół którzy są ze mną. Co najważniejsze, chłopaka. Moja miłość i szczęście.
Było już po trasie, wszystko się skończyło. Jednak to tylko mała przerwa. Potem wywiady, a może w przyszłości nowa płyta. Kto wie, co będzie dalej. Jak na razie stałam przed lustrem i szykowałam się na wesele mojego przyszywanego braciszka. Ślub mojej mamy już się odbył, trochę się na niego spóźniłam ale ważne że dotarłam.
- Gotowa? – Matt był ubrany w garnitur. Prezentował się świetnie, jak zawsze.
- Jasne, pamiętaj o prezencie.
- Zapakowany.
Do kościoła mieliśmy jakieś pół godziny drogi. Niby to mało, ale przebić się przez zatłoczone miasto to nie lada wyzwanie. Prawie wszyscy moi znajomi byli zaproszeni. Nawet Emily, która wróciła w końcu z kursu i wszystko nam wyjaśniła. Okazało się że była w ciąży, pojechała tam aby usunąć dziecko. Na miejscu zrezygnowała, ale bała się wrócić. Niestety jej ciąża była zagrożona i poroniła. Całkiem odmieniona wróciła do Londynu. Teraz jest strasznie inna, poważniejsza i może dojrzalsza. Oliver jej nie opuścił dalej są razem, a nawet planują wspólną przyszłość.
- Jesteśmy. – Brunet otworzył mi drzwi, a ja wysiadłam z czarnego Bmw.
- Piękne miejsce, chodź do Sophie.
Przyjaciółka dalej była sama, ale najwidoczniej jej tak najlepiej. Obok niej stał Mike, który ledwo uszedł z życiem. Był na odwyku, ale dalej pali. Może już nie tak ostro jak wcześniej, ale dalej. Nikt nie potrafi jemu przetłumaczyć, może kiedyś zrozumie.
Każda historia kiedyś się kończy, nawet ta wspaniała. Moje życie zdecydowanie było pokręcone, ale dzięki temu się nie nudziłam. Było wiele zaskoczeń i wątków pełnych akcji. Niektóre były do przewidzenia, a niektóre kompletnie niespodziewane.
Kiedy msza w kościele się skończyła, wszyscy pojechaliśmy na salę weselną. Była ogromna, a stołów dla gości było mnóstwo. Pierwsze danie, drugie danie. W końcu można było zatańczyć, o dziwo Matt jako pierwszy zaproponował taniec. Zgodziłam się i razem wyszliśmy na parkiet. Muzyka była wolna i można było się wtulić w drugą połówkę. Uwielbiałam takie momenty, wtedy tak jakby wszystko dookoła się zatrzymywało. Byliśmy wtedy tylko my we dwoje i my się liczyliśmy, nic innego.
- Kocham Cię. – Szepnął mi do ucha.
- Ja Ciebie też. – Uśmiechnęłam się.
Resztę wieczoru praktycznie przetańczyliśmy, Matt też się zmienił. Był bardziej opiekuńczy i czuły. Tak jakby bał się że mnie straci, korzystał z każdej chwili spędzonej ze mną. To było urocze i cholernie słodkie. Wszyscy dookoła się zmieniają, na szczęście większość na lepsze. Kiedy patrzyłam na pannę młodą nie wyobrażałam sobie siebie na jej miejscu. Jednak kiedyś możliwe że będę to ja. W białej sukni, wypowiadająca słowa przysięgi małżeńskiej. Byłam ciekawa jednego, czy Matt tez myśli poważnie o naszym związku. Czy on też chce być ze mnę na dobre i na złe. Trudno powiedzieć, ale przecież był ze mną już tyle czasu i jakby nie myślał o mnie poważnie to by już go dawno nie było. Cieszyłam się że mam dookoła siebie tylu wspaniałych ludzi, na których zawsze mogę liczyć. Co by się nie działo, oni zawsze mi pomogą. Kochałam ich za to, za to że po prostu są.
Całe towarzystwo było już nieźle wstawione, w końcu było już grubo po północy. Gości było strasznie dużo, a ja nie znałam większości. Wyszłam właśnie z toalety, kiedy wpadłam, a raczej ktoś wpadł na mnie. Mężczyzna rozerwał mi sukienkę, lecz nie zdał sobie z tego sprawy. Zaczął się śmiać, przeprosił i poszedł dalej, a ja zostałam w porwanym materiale.
- Cholera. – Przeklęłam pod nosem.
- Co się…ohh. – Sophie zaczęła się śmiać. – Na górze mam druga sukienkę, w moim pokoju.
- Dziękuje. – Uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę schodów.
Na całe szczęście na górze były wynajęte pokoje dla gości. Oczywiście ja nie pomyślałam aby wziąć uranię na zmianę i chciałam wrócić w tym w czym przyjechałam. Otworzyłam drzwi do pokoju w którym miała spać Sophie, w środku ktoś był.
- Halo, jest tu ktoś? – Zamknęłam za sobą drzwi i powoli weszłam do środka.
- Tak. – Z łazienki wyszedł Mike, miał na sobie spodnie od garnituru i rozpiętą białą koszulę. Widać było jego umięśnione ciało. Na sam widok przeszła mnie gęsia skórka. W głowie zaczęły wirować mi wspomnienia związane z chłopakiem. Tysiące pełnych ciepłych i romantycznych wspomnień. Kiedyś go Kochałam, a może to było tylko zauroczenie. Sama nie wiem, jeszcze nie rozgryzłam tej zagadki. Jednak to było coś innego porównując to co teraz czuje do Matta.
- Vicky? – Wyrwał mnie z myślenia.
- Przyszłam się przebrać, tak przebrać. – Podeszłam do szafy, gdzie wisiała czarna sukienka Sof.
- W szafie wisi jeszcze jedna. – Zaśmiał się i usiadł na fotelu. – Dawno nie byliśmy sam na sam.
- Tak, to prawda. – Złapałam za druga kreacje i ruszyłam w stronę łazienki. Czułam na sobie wzrok przyjaciela, był zabójczy. – Dalej palisz?
- Taa…Nie uwolnię się od tego Vicky. – Jego głos był przybity, smutny?
- Jeśli sobie coś postanowisz, dasz radę. Wierzę w ciebie. – Ostatnie słowa wypowiedziałam spoglądając na Mikiego, przebrana w sukienkę wyszłam z łazienki. Zbliżyłam się do blondyna i poprosiłam go o pomoc w zapięciu materiału. Zgodził się bez zastanowienia. Kiedy skończyliśmy naszą pogawędkę, weszłam do pozostałych na salę. Wszyscy goście bawili się w najlepsze, a mój chłopak chyba nawet nie zauważył że zniknęłam. Siedział przy stole i rozmawiał z panem młodym. Podeszłam do nich i usiadłam na kolana mojego ukochanego. Nie obyło się bez dwóch najważniejszych słów, które wypowiadane z jego ust brzmiały idealnie. W głębi duszy czułam że te słowa będę mogła usłyszeć od niego, kiedy stuknie mi czterdziestka. Kiedy będę pilnować swoje wnuki i kiedy będziemy tańczyć na naszym weselu. Po prostu na zawsze razem.
PS. PROSZĘ JEŚLI TO CZYTASZ ZOSTAW KOMENTARZ, CHCE WIEDZIEĆ ILE OSÓB DOTRWAŁO DO KOŃCA I PRZECZYTAJ MOJĄ NOTKE :)
PS.2. BĘDZIESZ CZYTAĆ NOWEGO BLOGA? :)
Przepraszam, ale już nie miałam pomysłów na kolejne rozdziały. Nic mi nie przychodziło do głowy. ;/
Chciałabym wam podziękować, że wytrwaliście do 82 rozdziałów :D
WOW :D
Wiem że ten ostatni rozdział też mi nie wyszedł, ale jest to mój pierwszy blog i nie umiem kończyć opowiadania. Mam nadzieje że z czasem przejdzie :)
To niesamowite, na początku kiedy zakładałam bloga nie sądziłam że będzie aż tylu czytelników. Możecie sobie teraz pomyśleć że to nie jest tak dużo, ale dla mnie jest.
Założyłam nowego bloga i będę tam pisać nowe opowiadanie.
Pomysł już mam w głowie :)
Jeśli chcecie być informowani o nowych postach na moim nowym blogu to napiszcie swojego twittera
A TO MÓJ Twitter : @Bellezzael
JESZCZE RAZ DZIĘKUJE ZA TO ŻE TO CZYTALIŚCIE <3
poniedziałek, 23 grudnia 2013
Opowiadanie ,,Vicky Cook'' Rozdział 81
,,Vicky
Cook”
Rozdział 81
****
- Nie, nie i jeszcze raz nie. Nie ma mowy. Po prostu nie. – Wtuliłam się w chłopaka i próbowałam powstrzymać swoje łzy. To był ten dzień w którym musiał wyjechać, on i Sophie.
- Muszę, niedługo się zobaczymy.
- Zadzwoń, jak tylko dolecicie.
- Trzymaj się skarbie. – Sophie pocałowała mnie w policzek i razem z brunetem oddalali się coraz bardziej. Nie chciałam jechać z nimi na lotnisko, dlatego pożegnałam się w hotelu. Kiedy już wsiedli do taksówki opadłam na sofę, a po moim policzku spłynęła jedna łza. Szybko ją otarłam i wzrokiem szukałam przyjaciół.
- Zaraz wychodzimy, gotowa na podbój Tokio?
- Zawsze i wszędzie. – Próbowałam się uśmiechnąć, jednak to było troszkę trudne.
- Pomyśl o tym tak, że uszczęśliwisz innych. Może i nie będziesz ze swoimi bliskimi ale za to podarujesz innym uśmiech na ich twarzy.
- Tak, to dobre porównanie. – Zaśmiałam się.
****
- Tokio wita! – Zabrałam swój podręczny bagaż i wyszłam z samolotu. Byłam zmęczona tym lotem, a nie dość że musiałam jeszcze dojechać do hotelu i tam udzielić jakiegoś wywiadu, to na lotnisku zebrał się tłum ludzi. Na nos nałożyłam moje czarne okulary i próbowałam się przez nich przepchać.
- Odsunąć się! – Jeden z ochroniarzy cały czas krzyczał, ale to nic nie pomagało. Oni chyba byli zbyt głusi, tylko krzyczeli i piszczeli.
Kiedy dotarłam do samochodu mogłam odetchnąć, oparłam się o okno i podziwiałam widoki. Nie było to nic specjalnego, bo tylko budynki, ale dobre i to. W swoim życiu nie odwiedziłam tyle miejsc co do tej pory w niecałe dwa miesiące, a jeszcze było tyle przede mną. Cieszyło mnie to bo uwielbiałam podróżować, poznawać nowe miejsca i kultury. Jednak teraz w Tokio chciałabym trochę bardziej pozwiedzać.
- Wysiadamy. – Mężczyzna otworzył mi drzwi, a ja niechętnie wyszłam z auta.
- Gdzie teraz? – Spytałam spokojnie.
- Do jednego z pokoi, udzielisz krótkiego wywiadu i jedziemy na arenę. Trzeba zrobić próbę dźwiękową.
Nie miałam ochoty, nie byłam w humorze. Jednak taka praca i musiałam wykonywać swoje obowiązki. Winda zawiozła mnie na ósme piętro, byłam tylko ja i ochrona. Mężczyzna zapukał do środka, a drzwi od razu się otworzyły. Stał przede mną mały Japończyk, miał może metr pięćdziesiąt wzrostu. Na jego widok kąciki moje kąciki ust momentalnie uniosły się ku górze. Przywitałam się z nim i po kilku minutach siedziałam na sofie. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy, nic specjalnego. Tylko że czasami nie mogłam jego zrozumieć, mówił tak szybko i śmiesznie.
- Dziękuje za miłą rozmowę. – Powiedział na koniec i podał mi dłoń.
- Ja również. – Uśmiechnęłam się i wyszłam z pomieszczenia.
****
Byłam strasznie zmęczona, opadłam na łóżko i wtuliłam się w miękką pościel. Nie chciało mi się nawet rozbierać, weszłam pod kołdrę i nasunęłam ją pod samą szyję. Moje powieki leciutko opadły, jednak po usłyszeniu pukania raptownie się otworzyły. Nie zareagowałam, ale pukanie narastało.
- Czego? – Krzyknęłam zdenerwowana, jednak nikt nie odpowiedział. Wstałam i otworzyłam drzwi, ale nikogo tam nie było.
- Halo! – Znowu krzyknęłam, a mój głos rozniósł się po korytarzu. Nikt się nie pojawił, więc wróciłam do łóżka. Tylko że teraz przeszkodził mi telefon, ktoś dzwonił. W słuchawce było cicho, a to mogło znaczyć tylko jedno. Ktoś się po prostu bawi, tylko że dla mnie to nie było śmieszne bo chciałam się w spokoju wyspać.
****
Po raz pierwszy od dłuższego razu strasznie mi się nudziło, człowiek w takich momentach nie wie co ma ze sobą zrobić. Błąkałam się po korytarzu w hotelu i nagle zauważyłam odchylone drzwi. Zajrzałam do środka, można rzec że przypadkiem. Nikogo tam nie było, a w pomieszczeniu było pełno sprzętu. Przeróżne gitary, kable, głośniki, mikrofony i tego typu rzeczy. W pewny względzie należało to do mnie, było to potrzebne aby koncert wypalił. Więc weszłam dalej i zamknęłam za sobą drzwi. Przecież nikt nie mógł mi tego zabronić, chyba nie. W prawym roku zauważyłam piękną gitarę, normalną, zwykłą. Była podobna do tej, którą miałam w domu. I właśnie w tym momencie pożałowałam że jej nie zabrałam. Podeszłam do instrumentu i końcami palców przejechałam do czarnym kolorze. Dosłownie przeszły mnie ciarki. Jedna część mnie chciała ją wziąć i coś zagrać, ale druga mówiła wynoś się z tond. Usłyszałam czyjeś glosy, rozmowę. Były to dwie osoby i zbliżały się do drzwi. Przestraszyłam się i za bardzo nie wiedziałam co mam zrobić. Pierwsze co mi przyszło do głowy to schowanie się do łazienki, ale przecież oni mogli tam wejść. Więc otworzyłam wielką szafę i tam się ukryłam. Było w niej mnóstwo ubrań i ciemność.
- Musimy to teraz poprzenosić do samochodu.
- Jak zwykle czarna robota należy do nas.
- A ona zgarnia wszystko.
Dwóch mężczyzn pochłonęła rozmowa, a ja nie miałam pojęcia jak długo tu zostanę. Teraz na pewno mi się nie nudziło, przecież siedziałam w szafie i knułam jak się mam z niej wydostać. Zdecydowanie mogłam zostać w swoim pokoju.
- Bierz głośniki, a ja gitarę.
Nie trwało to zbyt długo, zabrali kilka rzeczy i drzwi trzasnęły. Mogłam wyjść z mojej kryjówki. Ostatni raz popatrzyłam się na wspaniałą gitarę i wyszłam z pokoju. Na korytarzu natchnęłam się na Robyna, od razu przeszłam do rzeczy. Chciałam pożyczyć sobie instrument, a on bez wahania się zgodził. Tylko o dziwo nie poszedł do pokoju w którym byłam. Wyniósł ją z pomieszczenia na końcu korytarza. Byłam czarna, a na wierzchu widniały moje imię napisane bordowym kolorem.
- Jest śliczna, dlaczego ją tak długo ukrywałeś?
- Dzisiaj przyszła. – Zaśmiał się. – Mam nadzieje że będzie ci dobrze służyć.
- Jasne, dziękuje. – Przytuliłam swojego menagera i wróciłam do pokoju. Tylko że tym razem do swojego.
****
Kilka dni po tym jak dostałam piękną gitarę wybraliśmy się do klubu w Nowym Yorku. Tylko że tym razem nie był to zwykły wypad, zaproszono mnie na jego otwarcie. Miałam trzy wejściówki, w tym dla mnie. Na całe szczęście nikt się o nie nie wykłócał, ten był chory ten miał co innego do roboty. Wyszło na to że najbardziej chętnymi na imprezowanie są Charlie i Demi. Na nich zawsze mogłam liczyć, a przynajmniej na chłopaka. Założyłam czarną sukienkę i wysokie szpilki. Włosy delikatnie spadały na moje plecy, a oczy miałam ciemne i wyraziste. Nie ma to jak mieć stylistkę na wyciągnięcie ręki.
- No to zaczynamy imprezę. – Demi wysiadła jako pierwsza, a ja tuż za nią. Przed klubem było mnóstwo ludzi i paparazzi. Flesze błyskały z każdej strony, a do wejścia rozciągał się czerwony dywan. Tak jak na premierze jakiegoś filmu. Wnętrze klubu było w stonowanych barwach, a światła migały na każdej ścianie. Od tego wszystkiego moje oczy nie wiedziały gdzie mają patrzeć. W końcu we trójkę usiedliśmy przy barze i zamówiliśmy drinki. Niby Charlie ich nie pija, ale uległ. Resztę wieczoru rozmawialiśmy z nowo poznanymi ludźmi i świetnie się bawiliśmy, aż do czasu. Wszyscy byli już dobrze wstawieni, siedziałam sobie naprzeciwko Charliego. Rozmawialiśmy akurat o koncertach, a nagle podeszła do nas jakaś dziewczyna. Nigdy jej na oczy nie widziałam. Zaczęła się rzucać, że mam z tond wyjść i że to nie jest miejsce dla mnie. W końcu wstałam i zaczęłam mówić co o tym myślę. Dziewczyna się na mnie rzuciła i zaczęła mnie szarpać. Charlie próbował ją odepchnąć, ale to nic nie pomogło. Na całe szczęście ochrona szybko wkroczyła.
No więc tak to się wygląda :D Wybaczcie że tyle czasu, ale sami wiecie przygotowania do świąt. Rozdział 81
****
- Nie, nie i jeszcze raz nie. Nie ma mowy. Po prostu nie. – Wtuliłam się w chłopaka i próbowałam powstrzymać swoje łzy. To był ten dzień w którym musiał wyjechać, on i Sophie.
- Muszę, niedługo się zobaczymy.
- Zadzwoń, jak tylko dolecicie.
- Trzymaj się skarbie. – Sophie pocałowała mnie w policzek i razem z brunetem oddalali się coraz bardziej. Nie chciałam jechać z nimi na lotnisko, dlatego pożegnałam się w hotelu. Kiedy już wsiedli do taksówki opadłam na sofę, a po moim policzku spłynęła jedna łza. Szybko ją otarłam i wzrokiem szukałam przyjaciół.
- Zaraz wychodzimy, gotowa na podbój Tokio?
- Zawsze i wszędzie. – Próbowałam się uśmiechnąć, jednak to było troszkę trudne.
- Pomyśl o tym tak, że uszczęśliwisz innych. Może i nie będziesz ze swoimi bliskimi ale za to podarujesz innym uśmiech na ich twarzy.
- Tak, to dobre porównanie. – Zaśmiałam się.
****
- Tokio wita! – Zabrałam swój podręczny bagaż i wyszłam z samolotu. Byłam zmęczona tym lotem, a nie dość że musiałam jeszcze dojechać do hotelu i tam udzielić jakiegoś wywiadu, to na lotnisku zebrał się tłum ludzi. Na nos nałożyłam moje czarne okulary i próbowałam się przez nich przepchać.
- Odsunąć się! – Jeden z ochroniarzy cały czas krzyczał, ale to nic nie pomagało. Oni chyba byli zbyt głusi, tylko krzyczeli i piszczeli.
Kiedy dotarłam do samochodu mogłam odetchnąć, oparłam się o okno i podziwiałam widoki. Nie było to nic specjalnego, bo tylko budynki, ale dobre i to. W swoim życiu nie odwiedziłam tyle miejsc co do tej pory w niecałe dwa miesiące, a jeszcze było tyle przede mną. Cieszyło mnie to bo uwielbiałam podróżować, poznawać nowe miejsca i kultury. Jednak teraz w Tokio chciałabym trochę bardziej pozwiedzać.
- Wysiadamy. – Mężczyzna otworzył mi drzwi, a ja niechętnie wyszłam z auta.
- Gdzie teraz? – Spytałam spokojnie.
- Do jednego z pokoi, udzielisz krótkiego wywiadu i jedziemy na arenę. Trzeba zrobić próbę dźwiękową.
Nie miałam ochoty, nie byłam w humorze. Jednak taka praca i musiałam wykonywać swoje obowiązki. Winda zawiozła mnie na ósme piętro, byłam tylko ja i ochrona. Mężczyzna zapukał do środka, a drzwi od razu się otworzyły. Stał przede mną mały Japończyk, miał może metr pięćdziesiąt wzrostu. Na jego widok kąciki moje kąciki ust momentalnie uniosły się ku górze. Przywitałam się z nim i po kilku minutach siedziałam na sofie. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy, nic specjalnego. Tylko że czasami nie mogłam jego zrozumieć, mówił tak szybko i śmiesznie.
- Dziękuje za miłą rozmowę. – Powiedział na koniec i podał mi dłoń.
- Ja również. – Uśmiechnęłam się i wyszłam z pomieszczenia.
****
Byłam strasznie zmęczona, opadłam na łóżko i wtuliłam się w miękką pościel. Nie chciało mi się nawet rozbierać, weszłam pod kołdrę i nasunęłam ją pod samą szyję. Moje powieki leciutko opadły, jednak po usłyszeniu pukania raptownie się otworzyły. Nie zareagowałam, ale pukanie narastało.
- Czego? – Krzyknęłam zdenerwowana, jednak nikt nie odpowiedział. Wstałam i otworzyłam drzwi, ale nikogo tam nie było.
- Halo! – Znowu krzyknęłam, a mój głos rozniósł się po korytarzu. Nikt się nie pojawił, więc wróciłam do łóżka. Tylko że teraz przeszkodził mi telefon, ktoś dzwonił. W słuchawce było cicho, a to mogło znaczyć tylko jedno. Ktoś się po prostu bawi, tylko że dla mnie to nie było śmieszne bo chciałam się w spokoju wyspać.
****
Po raz pierwszy od dłuższego razu strasznie mi się nudziło, człowiek w takich momentach nie wie co ma ze sobą zrobić. Błąkałam się po korytarzu w hotelu i nagle zauważyłam odchylone drzwi. Zajrzałam do środka, można rzec że przypadkiem. Nikogo tam nie było, a w pomieszczeniu było pełno sprzętu. Przeróżne gitary, kable, głośniki, mikrofony i tego typu rzeczy. W pewny względzie należało to do mnie, było to potrzebne aby koncert wypalił. Więc weszłam dalej i zamknęłam za sobą drzwi. Przecież nikt nie mógł mi tego zabronić, chyba nie. W prawym roku zauważyłam piękną gitarę, normalną, zwykłą. Była podobna do tej, którą miałam w domu. I właśnie w tym momencie pożałowałam że jej nie zabrałam. Podeszłam do instrumentu i końcami palców przejechałam do czarnym kolorze. Dosłownie przeszły mnie ciarki. Jedna część mnie chciała ją wziąć i coś zagrać, ale druga mówiła wynoś się z tond. Usłyszałam czyjeś glosy, rozmowę. Były to dwie osoby i zbliżały się do drzwi. Przestraszyłam się i za bardzo nie wiedziałam co mam zrobić. Pierwsze co mi przyszło do głowy to schowanie się do łazienki, ale przecież oni mogli tam wejść. Więc otworzyłam wielką szafę i tam się ukryłam. Było w niej mnóstwo ubrań i ciemność.
- Musimy to teraz poprzenosić do samochodu.
- Jak zwykle czarna robota należy do nas.
- A ona zgarnia wszystko.
Dwóch mężczyzn pochłonęła rozmowa, a ja nie miałam pojęcia jak długo tu zostanę. Teraz na pewno mi się nie nudziło, przecież siedziałam w szafie i knułam jak się mam z niej wydostać. Zdecydowanie mogłam zostać w swoim pokoju.
- Bierz głośniki, a ja gitarę.
Nie trwało to zbyt długo, zabrali kilka rzeczy i drzwi trzasnęły. Mogłam wyjść z mojej kryjówki. Ostatni raz popatrzyłam się na wspaniałą gitarę i wyszłam z pokoju. Na korytarzu natchnęłam się na Robyna, od razu przeszłam do rzeczy. Chciałam pożyczyć sobie instrument, a on bez wahania się zgodził. Tylko o dziwo nie poszedł do pokoju w którym byłam. Wyniósł ją z pomieszczenia na końcu korytarza. Byłam czarna, a na wierzchu widniały moje imię napisane bordowym kolorem.
- Jest śliczna, dlaczego ją tak długo ukrywałeś?
- Dzisiaj przyszła. – Zaśmiał się. – Mam nadzieje że będzie ci dobrze służyć.
- Jasne, dziękuje. – Przytuliłam swojego menagera i wróciłam do pokoju. Tylko że tym razem do swojego.
****
Kilka dni po tym jak dostałam piękną gitarę wybraliśmy się do klubu w Nowym Yorku. Tylko że tym razem nie był to zwykły wypad, zaproszono mnie na jego otwarcie. Miałam trzy wejściówki, w tym dla mnie. Na całe szczęście nikt się o nie nie wykłócał, ten był chory ten miał co innego do roboty. Wyszło na to że najbardziej chętnymi na imprezowanie są Charlie i Demi. Na nich zawsze mogłam liczyć, a przynajmniej na chłopaka. Założyłam czarną sukienkę i wysokie szpilki. Włosy delikatnie spadały na moje plecy, a oczy miałam ciemne i wyraziste. Nie ma to jak mieć stylistkę na wyciągnięcie ręki.
- No to zaczynamy imprezę. – Demi wysiadła jako pierwsza, a ja tuż za nią. Przed klubem było mnóstwo ludzi i paparazzi. Flesze błyskały z każdej strony, a do wejścia rozciągał się czerwony dywan. Tak jak na premierze jakiegoś filmu. Wnętrze klubu było w stonowanych barwach, a światła migały na każdej ścianie. Od tego wszystkiego moje oczy nie wiedziały gdzie mają patrzeć. W końcu we trójkę usiedliśmy przy barze i zamówiliśmy drinki. Niby Charlie ich nie pija, ale uległ. Resztę wieczoru rozmawialiśmy z nowo poznanymi ludźmi i świetnie się bawiliśmy, aż do czasu. Wszyscy byli już dobrze wstawieni, siedziałam sobie naprzeciwko Charliego. Rozmawialiśmy akurat o koncertach, a nagle podeszła do nas jakaś dziewczyna. Nigdy jej na oczy nie widziałam. Zaczęła się rzucać, że mam z tond wyjść i że to nie jest miejsce dla mnie. W końcu wstałam i zaczęłam mówić co o tym myślę. Dziewczyna się na mnie rzuciła i zaczęła mnie szarpać. Charlie próbował ją odepchnąć, ale to nic nie pomogło. Na całe szczęście ochrona szybko wkroczyła.
A no właśnie:
WSZYSTKIEGO DOBREGO, DUŻO CIEPŁA, I RADOŚCI.
NAJLEPSZEGO SYLWESTRA I MNÓSTWO PREZENTÓW.
ZDROWIA I GDZIEŚ W PRZYSZŁOŚCI DUŻO MIŁOŚCI.
wtorek, 17 grudnia 2013
Opowiadanie ,,Vicky Cook'' Rozdział 80
,,Vicky
Cook”
Rozdział 80
****
Ostatni dzień lenistwa, był straszny. Na dworze panowała wichura i strasznie padało. Kiedy tylko wstałam od razu podeszłam do okna i wpatrywałam się w tańczące krople deszczu. W taką pogodę mogłam pomarzyć o spacerze czy też zakupach, ona strasznie przybijała. Nałożyłam na siebie pierwsze lepsze ciuchy i po cichu wyszłam z pokoju. O dziwo w hotelu panował chaos, ludzie co róż chodzili po korytarzu, a winda zatrzymywała się prawie na każdym piętrze. Kiedy doszłam do restauracji troszkę się załamałam, bo cała była wypełniona ludźmi. Nie było ani jednego wolnego stolika przy którym mogłabym usiąść i w spokoju zjeść.
Zapukałam do pokoju mojej przyjaciółki, a ta po kilku sekundach otworzyła. Tak jakby spodziewała się mojej wizyty.
- O proszę, kto to mnie odwiedził. – Spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem.
- No witaj. – Zmieniłam głos na bardziej doniosły i odrzuciłam włosy do tyłu.
- Śniadanie właśnie do mnie dotarło, zjesz? – Na te słowa moje oczy od razy się rozpromieniły, oczywiście o ile to tylko możliwe.
- No więc, co dzisiaj robimy?
- Hmm…przyjechałam tu z Mattem. On na pewno nie będzie zadowolony z zakupów więc może kręgle?
- Jasne, mi pasuje.
****
- Trzydzieści osiem, proszę. – Powiedziałam do pracownicy kręgielni, po czym dostałam odpowiednie buty. Jedyne czego nie lubiłam w tym miejscu to niezbyt wygodne obuwie. Charlie zajął się przekąskami i napojami, a my zajęliśmy zarezerwowany stolik. Była nas szóstka, jedynie Boby i Patie zostali. Chłopak źle się poczuł, a nasza styliska po prostu wyparowała. Jeszcze dobrze nie usiedliśmy, kiedy dwie dziewczyny przyszły do mnie i chciały zrobić sobie zdjęcie. Nie odmówiłam, wręcz przeciwnie. Najzabawniejsze było jednak to że jedna blondynka chciała mieć zdjęcie również z moim chłopakiem. Kiedy odeszły, przyszły kolejne dwie. Odeszłam na bok i zaczęłam pozować również z nimi. Niestety na tym się nie skończyło.
- Zaraz mnie zadepczecie. – Zwróciłam się do grupki dziewczyn.
W kręgielni nawet sobie nie zagrałam, cały czas ktoś mnie zaczepiał. Robił zdjęcia i prosił o autograf. Może to właśnie jest sława, ale chciałam ten dzień spędzić z przyjaciółmi. Złapałam Matta za rękę i razem próbowaliśmy się przepchać przez rozkrzyczany tłum ludzi. Po kilku minutach dotarliśmy do naszego auta i odjechaliśmy. W takich chwilach żałowałam że nie poszliśmy tam z ochroną, oni naprawdę byli potrzebni. W hotelu od rana nic się nie zmieniło, pełno ludzi i jeden wielki zgrzyt.
****
- Liczę do trzech i możesz otwierać. – Matt zaczął liczyć, a jego głos zaczął się oddalać. – Trzy.
- Gdzie jesteś? – Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. W sypialni go nie było, więc udałam się do drugiego pomieszczenia, były w nich dwie kanapy i telewizor. Drzwi na taras były otwarte, więc postanowiłam tam poszukać.
- Zapraszam. – Matt stał przy barierce i w ręku trzymał jakieś małe pudełeczko.
- Czy ty…? – Zdziwiona wskazałam na bordowy przedmiot.
- Nie, nie zamierzam ci się oświadczać. – Zaśmiał się. – To znaczy wiesz nie teraz, może kiedyś.
- To co tam masz? – Uśmiechnęłam się cwaniacko. - Coś dla ciebie, byłem z Tonym na zakupach. Wisiało na wystawie i pomyślałem że może ci się spodobać. – Staliśmy naprzeciwko siebie, zanim otworzyłam prezent namiętnie pocałowałam bruneta. Troszeczkę się zdziwił.
- Jeszcze nie widziałaś co jest w środku. – Zaśmiał się.
- Zobaczmy. – Otworzyłam pudełko, a moim oczom ukazała się piękna srebrna bransoletka z trzema kryształkami. – Jest śliczna. Na pewno musiała sporo kosztować, nie musiałeś.
- Może i nie, ale chciałem. Jesteś warta każdej ceny. – Nasze usta po raz kolejny w ciągu dnia połączyły się w jedność. Takich chwil nie chciałam przerywać.
****
- Jak się spało? – Przewróciłam się na drugi bok i ujrzałam cudowny uśmiech bruneta.
- Z tobą? Jak zawsze wspaniale.
- O której masz dzisiaj koncert?
- Osiemnasta, ale o szesnastej mam już być na miejscu. Oczywiście jedziesz ze mną, nie ma wymówek.
- W porządku. – Zaśmiał się.
Kolejną godzinę spędziliśmy na wylegiwaniu się w łóżku. Uwielbiałam takie poranki, nic nierobienie. Kiedyś jednak musiał nadejść ten czas i zwlekłam się z łóżka. Owinięta w koc weszłam do łazienki i od razu za sobą zamknęłam. Długa kąpiel zdecydowanie miała poprawić mi humor. Wody nalałam do pełna, dolałam mojego ulubionego płynu waniliowego i zaczęłam się odprężać. Moje myśli zajęły się wspomnieniami, głównie o Miku. Trochę za nim tęskniłam, jednak najbardziej za tym jak się kiedyś dogadywaliśmy. Teraz jest całkiem inaczej, tak jakbyśmy się nigdy nie znali. Nagle ktoś pocałował moje czoło, zdziwiłam się przecież zamknęłam drzwi. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Matta, siedział na brzegu wanny jak gdyby nigdy nic.
- Zapomniałaś o drugich drzwiach. – Zaśmiał się. Rozdział 80
****
Ostatni dzień lenistwa, był straszny. Na dworze panowała wichura i strasznie padało. Kiedy tylko wstałam od razu podeszłam do okna i wpatrywałam się w tańczące krople deszczu. W taką pogodę mogłam pomarzyć o spacerze czy też zakupach, ona strasznie przybijała. Nałożyłam na siebie pierwsze lepsze ciuchy i po cichu wyszłam z pokoju. O dziwo w hotelu panował chaos, ludzie co róż chodzili po korytarzu, a winda zatrzymywała się prawie na każdym piętrze. Kiedy doszłam do restauracji troszkę się załamałam, bo cała była wypełniona ludźmi. Nie było ani jednego wolnego stolika przy którym mogłabym usiąść i w spokoju zjeść.
Zapukałam do pokoju mojej przyjaciółki, a ta po kilku sekundach otworzyła. Tak jakby spodziewała się mojej wizyty.
- O proszę, kto to mnie odwiedził. – Spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem.
- No witaj. – Zmieniłam głos na bardziej doniosły i odrzuciłam włosy do tyłu.
- Śniadanie właśnie do mnie dotarło, zjesz? – Na te słowa moje oczy od razy się rozpromieniły, oczywiście o ile to tylko możliwe.
- No więc, co dzisiaj robimy?
- Hmm…przyjechałam tu z Mattem. On na pewno nie będzie zadowolony z zakupów więc może kręgle?
- Jasne, mi pasuje.
****
- Trzydzieści osiem, proszę. – Powiedziałam do pracownicy kręgielni, po czym dostałam odpowiednie buty. Jedyne czego nie lubiłam w tym miejscu to niezbyt wygodne obuwie. Charlie zajął się przekąskami i napojami, a my zajęliśmy zarezerwowany stolik. Była nas szóstka, jedynie Boby i Patie zostali. Chłopak źle się poczuł, a nasza styliska po prostu wyparowała. Jeszcze dobrze nie usiedliśmy, kiedy dwie dziewczyny przyszły do mnie i chciały zrobić sobie zdjęcie. Nie odmówiłam, wręcz przeciwnie. Najzabawniejsze było jednak to że jedna blondynka chciała mieć zdjęcie również z moim chłopakiem. Kiedy odeszły, przyszły kolejne dwie. Odeszłam na bok i zaczęłam pozować również z nimi. Niestety na tym się nie skończyło.
- Zaraz mnie zadepczecie. – Zwróciłam się do grupki dziewczyn.
W kręgielni nawet sobie nie zagrałam, cały czas ktoś mnie zaczepiał. Robił zdjęcia i prosił o autograf. Może to właśnie jest sława, ale chciałam ten dzień spędzić z przyjaciółmi. Złapałam Matta za rękę i razem próbowaliśmy się przepchać przez rozkrzyczany tłum ludzi. Po kilku minutach dotarliśmy do naszego auta i odjechaliśmy. W takich chwilach żałowałam że nie poszliśmy tam z ochroną, oni naprawdę byli potrzebni. W hotelu od rana nic się nie zmieniło, pełno ludzi i jeden wielki zgrzyt.
****
- Liczę do trzech i możesz otwierać. – Matt zaczął liczyć, a jego głos zaczął się oddalać. – Trzy.
- Gdzie jesteś? – Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. W sypialni go nie było, więc udałam się do drugiego pomieszczenia, były w nich dwie kanapy i telewizor. Drzwi na taras były otwarte, więc postanowiłam tam poszukać.
- Zapraszam. – Matt stał przy barierce i w ręku trzymał jakieś małe pudełeczko.
- Czy ty…? – Zdziwiona wskazałam na bordowy przedmiot.
- Nie, nie zamierzam ci się oświadczać. – Zaśmiał się. – To znaczy wiesz nie teraz, może kiedyś.
- To co tam masz? – Uśmiechnęłam się cwaniacko. - Coś dla ciebie, byłem z Tonym na zakupach. Wisiało na wystawie i pomyślałem że może ci się spodobać. – Staliśmy naprzeciwko siebie, zanim otworzyłam prezent namiętnie pocałowałam bruneta. Troszeczkę się zdziwił.
- Jeszcze nie widziałaś co jest w środku. – Zaśmiał się.
- Zobaczmy. – Otworzyłam pudełko, a moim oczom ukazała się piękna srebrna bransoletka z trzema kryształkami. – Jest śliczna. Na pewno musiała sporo kosztować, nie musiałeś.
- Może i nie, ale chciałem. Jesteś warta każdej ceny. – Nasze usta po raz kolejny w ciągu dnia połączyły się w jedność. Takich chwil nie chciałam przerywać.
****
- Jak się spało? – Przewróciłam się na drugi bok i ujrzałam cudowny uśmiech bruneta.
- Z tobą? Jak zawsze wspaniale.
- O której masz dzisiaj koncert?
- Osiemnasta, ale o szesnastej mam już być na miejscu. Oczywiście jedziesz ze mną, nie ma wymówek.
- W porządku. – Zaśmiał się.
Kolejną godzinę spędziliśmy na wylegiwaniu się w łóżku. Uwielbiałam takie poranki, nic nierobienie. Kiedyś jednak musiał nadejść ten czas i zwlekłam się z łóżka. Owinięta w koc weszłam do łazienki i od razu za sobą zamknęłam. Długa kąpiel zdecydowanie miała poprawić mi humor. Wody nalałam do pełna, dolałam mojego ulubionego płynu waniliowego i zaczęłam się odprężać. Moje myśli zajęły się wspomnieniami, głównie o Miku. Trochę za nim tęskniłam, jednak najbardziej za tym jak się kiedyś dogadywaliśmy. Teraz jest całkiem inaczej, tak jakbyśmy się nigdy nie znali. Nagle ktoś pocałował moje czoło, zdziwiłam się przecież zamknęłam drzwi. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Matta, siedział na brzegu wanny jak gdyby nigdy nic.
- Pożałujesz, chciałam odpocząć. – Uśmiechnęłam się od ucha do ucha i popchnęłam bruneta w stronę wanny. Od razu woda rozlała się na boki, jednak chłopak tylko się rozsiadł i zaczął się śmiać.
- Wiesz, że dla mnie to żadna kara.
- Właśnie to sobie uświadomiłam, następnym razem pomyślę dwa razy.
- Nie musisz skarbie.
****
- Nie wierć się tak, jeszcze cię ukuje.
Siedziałam na fotelu szykując się do występu. Nie mogłam się doczekać, kiedy znowu wyjdę na scenę i zaśpiewam dla tych wszystkich ludzi. Tylko, że teraz będzie trochę trudniej bo na widowni miała być Sophie z Mattem. Przy nich jeszcze bardziej się stresowałam, mimo że oni tak jakby należeli do mojej rodziny. Byli jak jej członkowie, a nawet więcej. Patie naszykowała aż trzy stroje, a ja nie miałam pojęcia który jako pierwszy nałożyć. Miałam zbyt duży wybór, co mi się w tej chwili nie do końca podobało. Sophie z wielkim skupieniem przeglądała moje ciuchy, jeszcze nie tak dawno moja szafa nie była w połowie tak zapełniona jak ta na trasę. Nie potrzebowałam aż tylu ubrań, ale przecież im się nie odmawia.
- Gdzie jest mój telefon? – Prawie krzyknęłam.
- Spokojnie, leży na stoliku. – Gitarzystka podała mi go, a ja wczytałam się w nowe wiadomości. Było ich całkiem sporo, jednak jedna przyprawiła mnie o dreszcze.
Cieszę się twoim szczęściem, pozdrowienia z Kursu skarbie.
To była wiadomość od Emily, po prostu mnie zatkało. Szybko pokazałam ją sof, która kazała odpisać, faktycznie sms przyszedł dwie minuty przed moim odczytaniem i była szansa że dowiemy się co się z nią dzieje.
Dlaczego nie odpisywałaś? Gdzie jesteś? – Kliknęłam wyślij i poszło. Na całe szczęście nie musiałam długo czekać na odpowiedź.
Na kursie, nie rozumiem…
Cholera Emily nie odzywałaś się tyle czasu. Co się dzieje?
Wszystko jest ok, niedługo się zobaczymy. Obiecuję.
Proszę cię zadzwoń, martwimy się.
Jednak na tego ostatniego sms-a nie odpisywała. Odłożyłam telefon i wybrałam swój strój. Czarne leginsy, lity i bluzka w koronkę. Ostatni raz przejrzałam się w lustrze i mogłam powiedzieć że wyglądam okej. Poprzypinali mi potrzebne kabelki i mogłam ruszać.
- Minuta. – Krzyknęła jakaś kobieta, która mówiła mi to prawie codziennie. Pracowała ze mną, a ja nawet nie znałam jej imienia. To trochę dziwne, ale jak bardzo realne. Takich ludzi było mnóstwo, ludzie od sceny, nagłośnienia i oświetlenia. Mogłabym wymieniać w nieskończoność, jednak kiedyś chciałabym zobaczyć jak każdy z nich osobno pracuje i co robi abym ja mogła wyjść, zaśpiewać i zejść.
Wow 80 O.o. Szybko leci :)
8 komentarzy = Kolejny
8 komentarzy = Kolejny
sobota, 14 grudnia 2013
Opowiadanie ,,Vicky Cook'' Rozdział 79
,,Vicky Cook”
Rozdział 79
****
Siedziałam sama w pokoju, jedyne światło to była mała lampka stojąca na stoliku nocnym. Przede mną leżała koperta, którą dostałam od Olivera. Była biała i wielkości zwykłej kartki. Długo się zastanawiałam co może być w środku, a co najważniejsze od kogo ona jest. Wzięłam ją do ręki i kiedy miałam otwierać ktoś zapukał do drzwi, szybko schowałam kopertę pod poduszkę.
- Proszę. – Odezwałam się po chwili.
- Przepraszam że przeszkadzam, ale nie widziałaś Robyna? – Stylistka wydawała się zdenerwowana i nieobecna.
- Nie, a coś się stało?
- Niee…tylko…zresztą nie ważne. Pójdę go dalej szukać.
- To jak otwieramy? – Spytałam sama siebie i złapałam za rogi koperty. Rozerwała się, a ze środka wypadło jakieś czasopismo i list.
…Przejrzyj je w wolnej chwili i napisz która ci się najbardziej podoba. Nie mogę się zdecydować na krój. Czasu jest coraz mniej…
Czytałam dalej, list był oczywiście od mojej mamy. Szczerze odetchnęłam z ulgą, bo byłam pewna że to coś strasznego. Otworzyłam magazyn i zaczęłam przeglądać suknie ślubne. Były wspaniałe…jednak po chwili odłożyłam to na bok i wybrałam numer do mojej rodzicielki.
****
Minęło dużo czasu, jednak dalej nic się nie zmieniło. Życie ciągnęło się strasznie szybko, a ja nic nie wiedziałam. Jednak byłam podekscytowana dzisiejszym dniem. Mieliśmy dzisiaj ósmy lipiec, poniedziałek. Siedziałam wyszykowana na łóżku i co chwila spoglądałam na zegarek. Po raz pierwszy od całej trasy miałam wolne, trzy dni wolnego. Strasznie się cieszyłam, bo niedługo miał ktoś mnie odwiedzić. Byłam dość niedaleko w domu, bo w Dublinie. Niby mogłam wrócić, ale to by nie miało chyba sensu. Trzy dni tylko trzy dni, a moi bliscy mieli spędzić ze mną calutki tydzień. Patie nawet nie poleciała do siostry, nie chciała nic mówić. Jednak na jej twarzy widziałam zmęczenie. Zachowywała się dziwnie, ale nie dała tego po sobie poznać tak od razu. Kiedy dalej tak o wszystkim myślałam stałam już na lotnisku. Wyczekiwałam tego dnia z niecierpliwością, w końcu długo ich nie widziałam. Rozmowy telefoniczne i internetowe to nie to samo co zobaczyć kogoś na żywo. To zupełnie inne uczucie. Nagle spośród śpieszących się ludzi zauważyłam roześmianych młodych ludzi. Blondynkę z kręconymi włosami i bruneta z roztrzepaną czupryną. Dziewczyna rzuciła bagaż i zaczęła do mnie biec. Rzuciłam jej się na szyję i zaczęłyśmy się cieszyć jak głupie. Kiedy doszedł do nas chłopak, wtuliłam się w jego ramiona i obdarzyłam go gorącym pocałunkiem. W środku aż skakałam z radości że mogłam ich zobaczyć. Po kilku minutach obściskiwania się z nimi musieliśmy się w końcu stąd zbierać. Wsiedliśmy do samochodu i naszym kierunkiem był hotel.
- Wiesz jak za tobą tęskniłem. – Usłyszałam od swojego chłopaka.
- No ja chyba też. – Zaśmiałam się.
Usiadłam na nim okrakiem i w mgnieniu oka złączyłam nasze usta razem. Tego właśnie mi brakowało, jego dotyku i miłości. Po kilku chwilach jego ręce znalazły się na moich udach, a mnie przeszedł dreszcz. Delikatnie ściągnęłam mu koszulkę, która wylądowała na podłodze.
- Brakowało mi takich chwil. – Szepnęłam mu na ucho, a on tylko się uśmiechnął.
Niestety nasze ,,igraszki’’ nie trwały zbyt długo. Ktoś zapukał do drzwi, szybko oderwaliśmy się od siebie, chłopak wyszedł do łazienki.
- Proszę. – Krzyknęłam.
- Więc powiedz mi o której wychodzimy. – Sophie była taka szczęśliwa, że nawet nie zauważyła że coś nam przerwała. A zazwyczaj to ona była ta ostrożna.
- Hmm…za dwie godziny?
- Jasne, mi pasuje.
- To wezmę rzeczy i pójdziemy się szykować do Patie.
- Jasne. – Uśmiechnęła się i wyszła z pomieszczenia.
- To widzę, że idę w odstawkę. – Usłyszałam Matta.
- Może dokończymy to jak wrócimy z klubu. – Pocałowałam bruneta i ładnie się uśmiechnęłam.
- Chyba nie mam innego wyjścia. Tylko powiedz mi co ja będę robił przez te dwie godziny?
- Chodź, poznasz chłopaków. – Złapałam bruneta za rękę i weszliśmy do pokoju Charliego. To u niego najwięcej czasu spędzali chłopaki. Zawsze zwalali mu się na głowę, za co go serdecznie podziwiałam.
- Chłopaki, to jest Matt. Matt to… - Nie zdążyłam dokończyć, kiedy wszyscy wstali i zaczęli się z nim witać jak z kumplem. W głębi duszy strasznie mnie to ucieszyło, że go zaakceptowali. Pożegnałam się z nimi i moim kierunkiem był pokój stylistki. Wszędzie były porozrzucane ubrania, był bałagan. Jednak kreatywny. Dwie z nich malowały paznokcie, a ja zauważyłam Sof, która leżała na łóżku i czytała jakiś magazyn. Bez namysłu rzuciłam się na nią i przytuliłam. Na początku była trosze zdziwiona, jednak po kilku sekundach zaczęła się śmiać. W między czasie wypiłyśmy kilka drinków, zresztą nie tylko my. W czasie przygotowań czułam się jakbym szykowała się na wesele. Jednak i taki moment miał nadejść niedługo, tylko że w trochę innym towarzystwie. Kiedy dobiła godzina dwudziesta druga, wszystkie byłyśmy gotowe na imprezę.
****
- Proszę was przestańcie bo zaraz się popłacze. – Sophie już miała łzy w oczach, oczywiście ze śmiechu. Klub to miejsce w którym wszystko się rozkręca i każdy ma znakomity humorek. Siedzieliśmy już dobre kilka godzin, a każdy z nas był nieźle wstawiony.
- Idę zapalić. – Demi wstała z krzesła, a ja za nią. Musiałam się przecież dotlenić. Kiedy byłyśmy na zewnątrz, wyciągnęła papierosa i zapaliła. – Świetnie się z wami bawię, wiesz? – Zaśmiała się.
- Staram się to zauważyć, mogę ci zadać pytanie?
- Jasne, dawaj. – Zaciągnęła się znowu i uważnie mnie słuchała.
- Wiem, że to może zabrzmieć dość dziwnie…ale dlaczego jesteś z Bobym? Jesteście tacy różni.
- Dużo osób się mnie o to pyta. – Zaśmiała się. – Szczerze mówiąc to na początku się nie lubiliśmy, ale teraz nie możemy bez siebie żyć.
- Rozumiem, to jest jak cholerne uzależnienie.
- Dokładnie. – Zaśmiała się.
Kiedy wróciliśmy do klubu, impreza się rozkręcała. Tylko może nie w dobrym kierunku, ktoś się zaczął bić. Najgorsze jest to że to był jeden z naszych. Charlie tłukł się z jakimś kolesiem, a dookoła ludzie zaczęli wariować. Krzyczeli i popychali siebie nawzajem. W jednym momencie cały alkohol tak jakby ze mnie wypłynął. Złapałam Demi za rękę i ruszyłyśmy do naszego stolika, przy którym było pusto.
- Co jest do cholery? – Dziewczyna najwidoczniej się zdenerwowała.
- Wychodzimy! – Powiedziałam, a raczej krzyknęłam.
Szłyśmy w stronę wyjścia, jednak to nie było już takie proste. W kilka chwil wylądowałam na podłodze, ktoś mnie popchnął. Momentalnie złapałam się za kostkę, która w tym momencie bolała mnie najbardziej. Rozejrzałam się dookoła, jednak nikogo znajomego nie było. Tak jakby wszyscy wyparowali. Zdjęłam szpilki i próbowałam się podnieść. Z każdym krokiem moja kostka dawała się we znaki. To był okropnym ból. Szłam, a raczej kuśtykałam w stronę zielonego napisu. Kiedy znalazłam się przed budynkiem zauważyłam gitarzystkę.
- Co się stało? – Od razu do mnie podeszła.
- Ktoś mnie popchnął, gdzie reszta?
- Nie wiem, ale lepiej wracajmy do hotelu. Pewnie już tam są.
- A Charlie? – Momentalnie odwróciłam się w stronę wejścia.
- Poradzi sobie, nie martw się.
Przyjaciółka złapała mnie za ramię i doszłyśmy do samochodu. Na całe szczęście nie musieliśmy czekać na taksówkę. Kierowca poinformował nas, że reszta jest już w hotelu.
****
O dziwo nie miałam kaca, tylko strasznie bolała mnie kostka. Przewróciłam się na drugi bok i spojrzałam na puste miejsce obok.
- Nie śpisz? – Z łazienki wyszedł brunet, miał zachrypnięty głos.
- Wyspałam się. – Uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił uśmiech. Odkrył moje nogi i złapał za obolała kostkę. Po jego minie mogłam stwierdzić że nie jest najlepiej.
- Jest strasznie spuchnięta, może być skręcona.
- Przejdzie, to nic wielkiego. – Próbowałam odwieść go od myśli zawiezienia mnie na pogotowie. To było ostatnie miejsce w którym chciałam się znaleźć.
- Za pięć minut jesteś gotowa. To może być coś poważnego. – Spojrzał na mnie groźną miną i zaczął się ubierać. Wstałam z łóżka i delikatnie zmierzałam do łazienki czując przy tym okropny ból.
- Nie, to nic poważnego. – Zaśmiał się.
Nie zwróciłam na niego uwagi, tylko zamknęłam za sobą drzwi i weszłam pod prysznic. Kiedy się wykąpałam kostka była prawie sina, może jednak miał rację i było trzeba odwiedzić specjalistę. Na jedną stopę wsunęłam trampka jednak druga została w samej skarpetce. Chłopak złapał mnie i ostrożnie podniósł do góry. Moja ręka wylądowała na jego szyji i jak młoda para wyszliśmy z pokoju.
- Mogę iść.
- To pogorszy sprawę. – Odpowiedział z poważną miną.
- Powiedz mi skąd ty tyle tego wiesz?
- Nie rozumiem. – Nacisnął w windzie guzik z cyferką jeden i winda się zamknęła.
- Jesteś taki mądry w tej dziedzinie. – Zaśmiałam się, a on pokręcił głową. – Wiesz tyle co prawdziwy lekarz, nie rozumiem skąd.
- Chciałem studiować medycynę, ale trochę się pokomplikowało.
- A teraz nie chcesz?
- Sam nie wiem.
Wyszliśmy tylnym wyjściem, bo oczywiście przed hotelem było zbyt dużo ludzi. W szpitalu na całe szczęście, nie roiło się od chętnych do robienia zdjęć. Za co byłam wdzięczna. Na swoją kolejkę nie czekałam zbyt długo, weszliśmy jako drudzy. Lekarz, całkiem przystojny zresztą stwierdził że jest ona skręcona. Kazał nosić jakiś usztywniacz i się nie przemęczać. Na całe szczęście był to pierwszy stopień takiego urazu, więc nie trzeba było gipsu.
Ten rozdział był straszny do napisania, co chwila kasowałam zdania.
Jednak mam na dzieje że nie wyszedł pogmatwany.
Subskrybuj:
Posty (Atom)